Playlista

wtorek, 18 marca 2014

Miniaturka II: Uciekająca Panna Młoda

Dla Fruits :-) 


Pewien chłopczyk żył w świecie pełnym zła. Nie potrafił powstrzymać się od złych czynów, popełniał wiele błędów. Pewnego dnia tata poprosił go aby za każdym razem gdy zrani drugą osobę wbił gwóźdź w płot stający przed domem. Chłopiec wykonał jego polecenie i po pewnym czasie zdał sobie sprawę, że płot stał się brzydki. Zapytał tatę jak może to naprawić. Ojciec polecił mu aby przeprosił za błędy i wyciągną gwoździe. Chłopiec zabrał się do pracy, a gdy skończył z żalem stwierdził, że płot nadal nie wygląda tak samo. Pozostały ślady, które już nigdy nie znikną. 

      Za każdym razem gdy spoglądamy w przeszłość, staramy się nie zauważać popełnionych błędów. Nie chcemy widzieć zła poczynionego wcześniej. I tym samym popełniamy kolejny czyn, z którego nigdy nie będziemy dumni. Uciekamy. Nie zawsze udaje się nam zdać z tego sprawę, jednak sumienie podpowiada nam, że nie była to najlepsza decyzja. W życiu należy stawiać czoła problemom. Ucieczka to najgorsza z możliwych dróg, którą co raz więcej ludzi jest skłonnych wybierać. 



     Camila nie wiele myśląc biegła przed siebie. Nie zwracała uwagi na wołania innych. Mimo to, słyszała wszystkie obelgi, jakie padały w jej stronę. Cierpiała, ale zdanie bliskich jedynie utwierdziło ją w myśli, że znowu nie zdołała pokonać swojej bezsilności, po raz kolejny wybrała rozwiązanie nie wymagające wysiłku. Poddała się.  
     Rudowłosa, zupełnie jakby pominęła otaczający świat, wcale nie zamierzała się zatrzymać. Zdawała sobie sprawę, że skutkowałoby to kolejną kłótnią, a na nie zupełnie straciła już siły. W tym momencie marzyła jedynie o tym aby rzucić się w jego ramiona i wreszcie wyjawić, że uczucie, które do niego żywiła, nigdy nie wygasło. Rozumiała też, że po tym wszystkim co wyrządziła, on nie będzie chciał na nią patrzeć. Pięć lat temu, jako nie wiele myśląca, pijana dwudziestolatka, Camila sprawiła, że Andres już od dawna nie chciał mieć z nią żadnego kontaktu. Zdradziła go, raniąc tym przede wszystkim siebie.
     Dziewczyna nie mogąc już znieść natłoku głosów biegnących w ich stronę. Aby uwolnić się od nich, gwałtownie skręciła w prawą stronę i podążyła w miejsce gdzie same ciągnęły ją nogi. Wiedziała, że Andres już ułożył sobie życie. Mieszkał razem z ukochaną i wydawało się, że już od dłuższego czasu nie myśli o miłości z przeszłości. Jednak kiedy nikt nie patrzył, wylewał z siebie tysiące łez. W jego głowie na zawsze utkwił obraz uśmiechniętej rudowłosej. Codziennie zastanawiał się co złego zrobił, jaki był powód zdrady. Na ostatnie pytanie nawet sama Camila nie znała odpowiedzi.
     Kilka chwil później już stałą przed mieszkaniem chłopaka. Nie pewnie zapukała, tak jakby bała się tego co za moment zobaczy przed sobą. Gdy drzwi się otworzyły, po raz kolejny od wielu lat spojrzeli sobie w oczy. Gdy Andres dostrzegł rozmazany makijaż dziewczyny, jej brudną od błota, białą suknię oraz wysokie buty ze złamanym obcasem, które niosła w dłoni, od razu domyślił się co stało się chwilę temu. Momentalnie odwrócił głowę w drugą stronę, ponieważ wiedział, że każda sekunda spędzona na wpatrywaniu się w dziewczynę sprawia, że jeszcze bardziej tęskni za spędzonymi z nią chwilami.
  - Andres, ja... - to były jedyne słowa, które udało jej się z siebie wydusić. Obecność chłopaka sprawiała, że każda część jej ciała stawała się nieruchoma.
  - Camila, dlaczego? – zapytał patrząc na dziewczynę wzrokiem pełnym współczucia. Wiedział, że zrobiła to z tęsknoty i miłości do niego.
 - Ponieważ cię kocham. – wyszeptała i po raz kolejny zaniosła się płaczem. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek wyzna komuś miłość. Andres zupełnie nie wiedział jak zareagować na słowa wypowiedziane wcześniej przed dziewczynę. Był pewien swoich uczuć do Camili. Nie wiedział jednak czy będzie w stanie kiedykolwiek wybaczyć jej wcześniejsze błędy.
 - Ja też. – wydukał w końcu, delikatnie się przy tym uśmiechając. Dziewczyna zupełnie nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Była prawie pewna, że dla Andresa już nic nie znaczy i swoim wyznaniem jedynie się zbłaźniła.
 - Skoro nadal jesteśmy ważni dla siebie nawzajem, dlaczego wtedy… - zaczęła, ale coś nie pozwoliło jej dokończyć. Nie przepadała za rozmowami na temat przeszłości. Wiedziała, że każdy błąd z tego czasu wiele ją kosztował.
 - Nie… nie wiem. – szepnął po czym pozwolił dziewczynie wejść do pomieszczenia. Rudowłosa wykonała delikatny krok w przód. Obawiała się rozmowy, którą mają przeprowadzić. 
 - Chciałabym zacząć od nowa. - oznajmiła, po czym zamknęła oczy, tak jakby bała się reakcji chłopaka. Po chwili stało się coś czego zupełnie nie mogła się spodziewać. Znowu poczuła jego ciepłe usta. Po raz kolejny dotknęło ją to wspaniałe uczucie jakim jest pocałunek z ukochaną osobą. Zupełnie nie przejmowała się tym, że gdy oderwą się od siebie, znowu dotknie ich przerażająca rzeczywistość. 



     Jedna chwila zmieniła całe ich życie. Uczucia okazały się silniejsze niż czyny. Serce wygrało z rozumem. Po raz kolejny zwyciężyła miłość. Dwoje zakochanych w sobie ludzi mogło wreszcie ujawnić bliskim swoją decyzję. Nie bali się już ich reakcji. Czuli, ze gdy będą trzymać się razem nic złego nie spotka żadnego z nich. 



   Gdyby teraz zakończyć słowami; I żyli długo i szczęśliwie ta historia mogłaby przypominać bajkę, w której zawsze zwycięża dobro. Jednak w sercach bohaterów tej opowieści zawsze pozostanie smuga przypominająca o złych czynach z przeszłości. Nigdy nie będą wstanie żyć tak jakby nic się nie stało. Błędy sprawiły, że będą cierpieć już zawsze. 


Takie sobie coś. To chyba moja druga w życiu Miniaturka. Ktoś mógł ją już czytać, ale brak weny sprawił, że postanowiłam ją dodać. Mam jeszcze jedną na ewentualny powrót choroby "NBW-Nagły Brak Weny" 

Wiecie, że mam tumblra? :-P W sumie to założony już dawno ale moja skleroza znowu daje się we znaki. 

http://agisia44448q.tumblr.com/

Aga ♥♥♥
   

sobota, 15 marca 2014

Rozdział czwarty: Czasem ludzie zaskakują nas w najmniej pożądanym momencie

Dla Fruits, Nati Verdas, Sophie Cortes, Violi Castillo, Nikoletty W, Mechi Lambre, Merceli Ferro, Julii Pasquarelli, Kathleen Ferro, Eddie N., kornelii 80, Mio, Roksana a, naty nawarro, czyli dla wszystkich moich komentatorów. ♥


"Oh, I'm so low
I'm almost to the bottom
Oh, nowhere to go
Even my soul has left my body"
Cry


            Czasami nasze życie wydaję się być niczym z telenoweli. Z rozbawieniem zauważamy, że borykamy się z tymi samymi problemami co bohaterowie seriali. Nasze zachowania, próby wyjścia na prostą z czasem zaczynają przypominać postępowania postaci. Wzorujemy się na nich. Ślepo wierzymy, że zawsze mają rację. Zapominamy, że każde życie jest inne. Chociaż na pozór podobne.


           Uderzał w zniszczone klawisze instrumentu. Wygrywał nieznaną nikomu melodię, odrobinę bez ładu. Myślał o niej. Już nie potrafił powstrzymać się od ciągłego rozmyślania o rudowłosej. Wiedział, że to absurd. Przyjaźnili się ze sobą od niepamiętnych czasów. A ona miała chłopaka. Już odnalazła swoje szczęście, więc dlaczego musi zabierać je jemu? 
            Za każdym razem gdy widzi, że włosy Camili zasłaniają jej twarz, ma ochotę je odgarnąć. Wpatrując się w jej miękkie, czerwone usta, zastanawia się, jak cudownie byłoby je całować. Za każdym razem widząc jej zaróżowione policzki, chce musnąć je chodzić delikatnie. 
            O wilku mowa. Ruda właśnie wbiegła do sali. Uśmiechnięta, jak zawsze. Gdyby Diego nie znał jej tak dobrze, pomyślałby, że jest we wspaniałym humorze. On jednak od razu wyczuł, że coś ją gryzie. 
   - Co się dzieję? - zapytał i spojrzał na przyjaciółkę zatroskanym wzrokiem.
   - Nic. Jest dobrze. A wygląda jakby się coś działo? Przecież jestem szczęśliwa! - dziewczyna zaprzeczyła, co jeszcze bardziej utwierdziło Hiszpana w przekonaniu, że Camila nie jest w najlepszym nastroju.
  - Nie potrafisz kłamać. - stwierdził i uśmiechnął się troskliwie do koleżanki. Wiedział, że zawsze gdy Camila zamiast krótkich odpowiedzi formułuje długie zdania, nie mówi prawdy.
  - Nie chcę zostać sama! - zawołała rudowłosa i z płaczem wtuliła się w tors przyjaciela. Ten objął ją ramieniem i wyszeptał w jej ogniste włosy:
   - Ja będę zawsze

          Szli obok siebie w zupełniej ciszy. Obydwoje bali się, że palną głupotę i zupełnie zrażą do siebie drugą osobę. Nie byli przygotowani do wspólnego wyjścia. Nie planowali co mówić, jakie pytania zadawać. Z drugiej strony, nawet gdyby Maxi wcześniej zaproponował spotkanie, ani on, ani Natalia nie wiedzieliby jak podejść do tematu. Nie mogli przecież traktować tego jako randkę. Nie byli też przyjaciółmi. Czymś więcej? A może właśnie mniej?
          Od sklepu dzieliło ich jeszcze dobre kilkanaście minut marszu. Zdecydowanie nie chcieli spędzić tego czasu w milczeniu. Od dłuższej chwili w głowach obydwojga pojawiały się pomysły na wypowiedzi, ale szybko rezygnowali ze zrealizowania ich.
   - Ludmiła często prosi się o takie przysługi? - chłopak zaczął rozmowę. Natalia odwróciła głowę w jego stronę i zastanowiła się nad odpowiedzią.
   - Od czasu do czasu. - powiedziała wreszcie.
   - Wiesz, że ona ciągle cię wykorzystuje? - zapytał i zatrzymał się na moment. Pomimo, że byli już tuż przed sklepem, Maxi chciał przeprowadzić tę rozmowę teraz. Miał dosyć tego, jak blondynka traktuję Natalię. Już dawno próbował odciągnąć Hiszpankę on towarzystwa Ferro, ale dopiero teraz nadarzyła się odpowiednia okazja.
         Maxi nie zdawał sobie sprawy jak wielka więź łączy te dziewczyny. Poznały się już w przedszkolu. Ludmiłą była zupełnie inna. Zawsze służyła pomocą, wysłuchała, pocieszyła. Przyjaciółki znały się na wylot, nie miały przed sobą tajemnic. Brunetka była jedyną osobą, która poznała prawdę na temat rodziny dziewczyny. Nikt nawet nie przypuszczał, że Ferro w przyszłości może stać się ta złą osobą.
       Wszystko zaczęło się sypać, kiedy przyjaciółki skończyły szkołę podstawową i zaczęły naukę w gimnazjum. Ludmiła zapragnęła zostać prawdziwą gwiazdą. Pewnie było to spowodowane wydarzeniami z przyszłości. Wreszcie czuła się bezpieczna, pewna siebie. Brakowała jej tego przez długie lata. Jednak przesadziła. I w głębi żałuje tego do dziś.
           Naty patrzyła na chłopaka wzrokiem pewnym niepewności. Z jednej strony zdawała sobie sprawę, że zbyt często ulega Ludmile, ale ciągle miała nadzieję, że jej dawna przyjaciółka powróci.
   - Maxi, nie jesteś w stanie zrozumieć naszych relacji. Nie mogę jej zostawić. Znaczy dla mnie zbyt wiele. - wyznała, a szatyn zdał sobie sprawę, że nie warto dalej drążyć tego tematu.
         Weszli do butiku. Jego wnętrza nie dało się opisać w kilku słowach.  Na równo powieszonych pułkach stało mnóstwo par butów w przeróżnych kształtach i kolorach. Obok widniało wiele torebek i innych akcesoriów. Za ladą, która znajdowała się w centralnej części sklepu, stały dwie uśmiechnięte kobiety. Jedna była brunetką, a druga posiadała blond włosy. Po pomieszczeniu biegało mnóstwo kobiet i mężczyzn w przeróżnym wieku. Niektórzy szukali dla siebie odpowiedniego obuwia, a inni przeglądali pozostały asortyment sklepu.
           Natalia od razu podbiegła w stronę półki z obcasami. Odetchnęła z ulgą na widok wymarzonych butów Ludmi. Chwyciła ostatnią parę, wyciągnęła ją z pudełka i zaczęła dokładnie oglądać. Strasznie jej się podobały i pewnie gdyby się fakt, że ma je przynieść blondynce, kupiłaby takie dla siebie.
  - Muszę przyznać, że Lu ma dobry gust. - obok Hiszpanki pojawił się Maxi. Chwycił do ręki buta i przyjrzał mu się.
   - Mi też się podobają. - przyznała mu rację.
   - To kup jej dla siebie. - zaproponował chłopak, a Natalia pokręciła głową.
   - To ostatnia para. Nie mogę zawieść Ludmiły. - oznajmiła i włożyła szpilki do opakowania.
   - Nie uważasz, że masz prawo czasem sprawić przyjemność sobie, a nie tylko myśleć o Lu?
  - Nawet gdyby tak było, to nie mam za co za mnie zapłacić. Zostały mi tylko pieniądze Ludmiły. - oznajmiła. Była przekonana, że zakończyła tym sprawę. Maxi jednak wyjął z tylnej kieszeni portfel, a z niego banknot i wręczył go koleżance.
   - Nie musisz oddawać. - oznajmił i wyszedł na zewnątrz. Natalia po długim namyśle zapłaciła za obuwie pieniędzmi chłopaka.



         Czarnowłosa już od dłuższego czasu siedziała w szkolnym schowku na szczotki. To było jej miejsce do rozmyśleń. Miała poczucie, że nikt nie będzie jej tam przeszkadzał i pytał o powód smutków.
          W głowie Włoszki kłębiło się wiele pytań. Nadal nie wiedziała jak w rzeczywistości wyglądała sprawa z Violettą i Marco. Powoli jednak dochodziła do wniosku, że wolałaby się nie dowiedzieć. Żadne wyjaśnienie nie byłoby dla niej pozytywne.
         Nie tylko to nie dawało Francesce spokoju. Ciągle wahała się czy zaufać Ludmile. Co prawda zawsze uważała ją za podłą osobę bez serca, ale w obecnej sytuacji zaczęła zauważać w niej więcej pozytywnych cech. Chyba najważniejszą z nich był fakt, że pomimo ich wcześniejszy kłótni i wszystkich innych negatywnych sytuacji chciała jej pomóc. Ludmiła pokazała, że wcale nie jest taką złą osobą, co było dla dziewczyny ogromnym zaskoczeniem. Z drugiej strony jednak próba zdemaskowania Violetty była pomocna również dla blondynki.
      Ciemnowłosa dziwiła się swojemu postępowaniu. Jeszcze kilka dni temu bez wahania wyśmiałaby Ludmiłę i poparła przyjaciółkę. Nie pojawiła być się pewnie u blondynki. Wymyśliłaby jakieś wytłumaczenie i zapomniała o całej sprawie. Zaczęła jednak zauważać, że panna Castillo nie jest tak idealną i dobrą osobą, jak mogłoby się wydawać.




      Taras był jednym z niewielu miejsc gdzie mogła czuć się w stu procentach sobą. Zero presji i udawania. Nikt nie komentował tam jej poczynań i nie wiedział czym się zajmuję.
       Prawdziwa Ludmiła wcale nie była sztuczną blondynką, za którą uważali ją w szkole. Jednak nigdy nie chciała aby ktokolwiek poznał jej prawdziwe oblicze. Sądziła, że jest słaba i w takim wykonaniu nikt nie będzie liczył się z jej zdaniem.
        To był jeden z wielu powodów, dla których Federico nie był mile widziany jako jej sąsiad. Mieszkając tak blisko mógł z łatwością odkryć cała prawdę. A gdyby tak się stało, pewnie cała szkoła w mig znałaby wszystkie sekrety blondynki. Co prawda Ludmiła nie znała chłopaka zbyt dobrze, ale miała przeczucie, że ie potrafi trzymać języka za zębami.
         Pomimo tego wszystkiego dziewczyna nigdy nie zapominała o dobrym wyglądzie. Zawsze chciała czuć się zjawiskowo bez względu na to, czy spędza wieczór sama w domu, czy wychodzi z Natalią. Dzisiaj wybrała kwiecistą sukienkę do kostek przepasaną brązowym rzemieniem. We włosy wpięła kilka ozdobnych wsuwek. Zawsze była osobą elegancką, ale uwielbiała mieszać style, które pozornie się ze sobą nie łączyły. Dlatego na nogi włożyła czarne trampki, a od słońca chroniły ją duże, różowe okulary.
    W celu odpoczynku od wszystkich trosk postanowiła, urządzić sobie mały piknik w ogródku. Przyrządziła kilka kanapek z jej ulubionym, białym serem. Z kilku pomarańczy wycisnęła sok, a na trawie rozłożyła duży koc. Położyła się, zamknęła oczy i rozpoczęła relaks.
         Już po chwili talerz z jedzeniem był zupełnie pusty. Ludmiła nigdy nikomu o tym nie wspominała, ale od dziecka ma słabość do jedzenia. Pochłania wszystko i w dużych ilościach. Nienaganną figurę utrzymuje tylko dzięki regularnym uprawianiu sportu.
         Podniosła się aby wrócić do kuchni i posmarować serem kolejną porcję chleba. Okazało się to jednak ogromnym błędem.
     Dwa domy dalej, na drewnianej ławce wypoczywał nie kto inny, jak Federico. Dostrzegła blond dziewczynę i zawołał po chwili.
  - Jak tam ma się moje ulubiona blondyneczka!?
Dziewczyna mocno zacisnęła pięści. Nienawidziła gdy ktoś kpił z koloru jej włosów. Odwróciła się w stronę chłopaka i mrużąc oczy, spojrzała w jego kierunku. Oślepiały ją promienie słońca.
  - Doskonale! - odkrzyknęła i uśmiechnęła się sztucznie. Czekała na kolejną wypowiedź chłopaka. Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że Fede wrócił do pomieszczenia.
         Przejęła się odrobinę. Wnioskując z poprzednich rozmów, które przeprowadzili, mogła być pewna, że Włoch nie przepuści okazji, aby podroczyć się z nią. Długo zastanawiała się co powinna zrobić.
         Wreszcie stwierdziła, że najlepiej będzie, jeśli pójdzie sprawdzić, dlaczego znikł tak nagle. Postanowiła też, że wyjdzie od strony tarasu. Nie chciała niepotrzebnej sprzeczki z ojcem, który z pewnością wypytywałby gdzie się wybiera a po dłuższej wymianie zdań kazałby zostać w domu.
        Nie pewnie otworzyła furtkę i udała się w stronę domu Federico. Tutaj też wybrała wejście od tyłu. Na palcach podreptała do ogródka chłopaka i powoli zaczęła zbliżać się do wejścia.
   - Wychodzę! Powinnam być rano! - usłyszała krzyk wydobywający się z ust kobiety. Zwracała się do Włocha. Wyglądała na około trzydzieści lat, jednak ubrana była jak osoba dużo młodsza. Miała na sobie obcisłą, krótką sukienkę, wysadzaną cekinami. Na jej nogach widniały czarne, wysokie szpilki.
    - Dobrze mamo. - odpowiedział Federico z obojętnym wyrazem twarzy. Blondynkę bardzo zdziwiło, że zwraca się do niej mamo. To, że kobieta w takim wieku miała siedemnastoletniego syna, jest praktycznie niemożliwe.
         Kobieta bez słowa wyszła z mieszkania. Federico udał się w stronę tarasu. Blondynka nie chciała aby ją dostrzegł, więc chciała uciec.
  - Ludmiła? - zdziwił się chłopak, który dostrzegł dziewczynę. - Co tu robisz? zapytał i chwycił Ludmiłę za nadgarstek, powstrzymując ją tym od ucieczki.
  - N-nie odpowiadałeś, więc pomyślałam, że... - wyjąkała, zakrywając kotarą z włosów rumieniec, który malował się na jej twarzy.
  - Pomyślałaś, że sprawdzisz co się stało? - dokończył za nią.
  - To była twoja mama? - zmieniła temat. Nie miała ochoty na dalsze pogłębianie sprawy.
  - Tak. - tym razem to Federico się speszył. Odwrócił na chwilę głowę i zmrużył oczy, tak jakby się zastanawiał. - Ona nigdy mnie nie kochała. - wyznał - Ale co ty możesz o tym wiedzieć? Przecież nigdy nie doświadczyłaś niczego podobnego. - podsumował. Nawet nie wiedział jak wielką przykrość sprawił tym blondynce.
        Do oczu dziewczyny momentalnie napłynęły łzy. Nienawidziła wspomnień związanych w mamą. Kochała ją i cierpiała za każdym razem gdy przypominała sobie jej piękne włosy, czerwone usta i anielski głos. Pani Ferro zawsze była dla córki autorytetem.
  - Moja mama zmarła, kiedy byłam bardzo malutka. - Wydusiła, opadła na ławkę i ukryła twarz w dłoniach.
  - Przepraszam. Nie wiedziałem. - Na twarzy chłopaka wymalował się pewnego rodzaju smutek. Było mu żal Ludmiły. Nie miał pojęcia jak wygląd sytuacja w jej rodzinie i nie spodziewał się, że kolejne wyznania blondynki mogą zaszokować go jeszcze bardziej.
  - Opowiesz mi coś o swojej mamie? - zapytała, a Włoch spuścił wzrok. Nie przepadał za rozmowami na ten temat.
  - Ona nigdy mnie nie kochała. A moje kalectwo tylko dolało oliwy do ognia. Zaraz po moich narodzinach wyniosła się i zostawiła tatę samego z kilkudniowym dzieckiem. Po kliku dniach wróciła. Nie miała się gdzie podziać. Od tej pory każde nam spełniać wszystkie swoje zachcianki. W głowie jej tylko imprezy. Czasem mam wrażenie, że lepiej byłoby gdyby znikła. - zwierzył się i spojrzał w stronę dziewczyny, czekając na jej reakcję.
   - Nie doceniasz tego co masz. - odparła po pewnej chwili i spojrzała prosto w oczy chłopaka. Zaginęła w ich czekoladowym kolorze. - Nawet nie wiesz jak bardzo ja chciałabym mieć taką mamę.
   - Ona jest okropna! Jeszcze nigdy... - zaczął tłumaczenia
   - Przestań. - wyszeptała. Podniosła się z ławki i pewnym krokiem pomaszerowała w stronę domu.
Odwróciła się w ostatniej chwili i wyszeptała.
   - Jeśli jeszcze raz pomyślisz o niej źle, wyobraź sobie jak byś się czuł, gdyby jej nie było.


Zawaliłam fragment o Fedemili -,- Jestem na siebie przez to mega zła. Miał być taki piękny!! 
I wreszcie mamy Naxi. :-) 
Wpadać też na Czy to przez miłość? i Say Where...  Na tym drugim moje jest "Gdy nadchodzi ten czas.." 
Co by wam tu jeszcze? Jakoś dzisiaj nie mam weny na dopisek... 

10 komentarzy - Rozdział piąty
(ostatnio było 9. Ciekawe czy poradzicie sobie z nowym wyzwaniem)

Aga ♥♥♥

       

sobota, 8 marca 2014

Wyniki konkursu

Wreszcie zachciało mi się to napisać :-P
Leń ze mnie XD 
I co by tu jeszcze? 
Wszystkiego naj? No bo dzisiaj dzień kobiet, nie? 

3 miejsce:

"Życie to nie bajka ...
Nie zawsze zło nad dobrem zwycięży i zakończy się happy endem"
" Życie to nie bajka, każdy o tym wie. Bajkę można powtórzyć, życia niestety nie ..."
" Życie to nie bajka ...
Nie wszystko ma dobre zakończenie"
" Życie to nie bajka ...
Nie zawsze książę wygrywa ze smokiem"
I mogło by być jeszcze wiele takich porównań, ale po co to wypisywać, lepiej pokazać historię ...
    Młoda dziewczyna, a życie tak ją skrzywdziło. Miała wszystko oprócz miłości. Pewnego dnia ją znalazła, ale życie to nie bajka. Jak przyszła tak i odeszła. Szybko. Po co się głowić jak to się stało. Można po prostu przejść do historii.
    Violetta Castillo szła drogą na cmentarz. Na grób swojej matki, ojca, siostry i babci. Tak, wszyscy zginęli w wypadku samochodowym gdy jechali do kina. Violetta nie mogła z nimi pojechać, bo była chora. Została z ciocią, Angie. Gdy wieść o śmierci rodziny dotarła do kobiet, obydwie się załamały, ale dalej kroczyły przez życie. Ale była jedna rzecz, która je różniła. Angie miała męża, Pablo, a Violetta nie miała nikogo. Pragnęła miłości. Poczuć to cudowne uczucie, jakim jest miłość. Nim się obejrzała doszła do cmentarza. Przeszła przez bramę. Znała tu każdy zakamarek. Przychodziła tu często. Angie o ty nie wiedziała, bo dziewczyna przychodziła tu tylko wtedy kiedy ciotka była w pracy. W ogóle gdyby wiedziała, na pewno nie pozwoliła by przychodzić dziewczynie. Ona czuła się tu bliżej rodziny. Czuła się ... dobrze. Doszła do grobu. Na ławce obok siedział jakiś chłopak. Miał twarz ukrytą w dłoniach. Dziewczyna przeczytała napis: 
Evita Hernandez. - Pewnie jego mama. - pomyślała. Usiadła obok niego, poklepała po ramieniu i zaczęła mówić.
- Twoja mama? Współczuję ci ...
- Jak możesz mi współczuć? Nie wiesz jak to jest. - przerwał jej chłopak. Dziewczyna posmutniała
- A właśnie, że wiem. - powiedziała smutno i wskazała ręką na grób obok
- Nie miałem pojęcia. Przepraszam. Jestem Diego.
- Violetta. Nic nie szkodzi. - uścisnęła jego rękę 
- Może pójdziemy na sok? Dla osłody życia. - dziewczyna jeszcze bardziej się zasmuciła, ale się zgodziła. Czuła, że ten Diego jest ... inny. On czuł to samo. 
   Kupili soki i usiedli przy stoliku. Zaczęli rozmowę.
- Mój ojciec zajmuję się tylko pracą. Nie mną ... Musze radzić sobie sam. - mówił chłopak
- Przykro mi. Mną ciocia się zajmuje. Ma dla mnie czas. - do wiedzieli się o sobie dużo więcej.
   Od tamtego dnia spotykali się codziennie. To w kinie, to w kawiarni. Pewnego dnia Diego chciał zapytać ją o to czy zostanie jego dziewczyną.
   Diego siedział na ławce z bukietem czerwonych róż. Był umówiony z dziewczyną na spotkanie. Spóźniała się. Po godzinie zrezygnował i wrócił do domu. Kwiaty wrzucił do pierwszego lepszego śmietnika. 
   Tym czasem Violetta była w samolocie do Paryża. Angie dostała tam dobrze płatną posadę. Nie zdążyła nawet pożegnać się z tym którego tak kochała. Już nigdy się nie zobaczyli ...

Życie to nie bajka,
Życie to szara rzeczywistość ...

Viola Castillo  

Gratuluję. Jak tylko uda mi się napisać uczucie to wyślę Ci je mailem. Proszę, podaj mi adres bloga, który mam reklamować. 


2 miejsce:

One Part Leonetta "Noc złamanych serc"

Wczoraj mój chłopak - Diego zerwał za mną. Jak by nie mógł tego zrobić już po Walentynkach. Musiał akurat dwa dni przed nimi? To nie było okej z jego strony. Powiedział tylko 'W moim sercu jest inna. Nie kocham cię już. To koniec.' Po tych słowach wyszedł. A ja nie spałam całą noc i ryczałam odkąd wyszedł. Teraz już mi trochę przeszło, ale i tak nie jestem w najlepszym humorze. W końcu z Diego byliśmy razem prawie pół roku. Przyzwyczaiłam się do niego, brakuje mi go trochę. Tęsknię za nim, ale teraz doszłam do wniosku, że go nie kochałam. Zresztą można było się domyślić, że to się tak skończy, bo od samego początku nam się nie układało tak jak powinno i w sumie nigdy nie byliśmy zbyt blisko... Chociaż i tak to trochę boli.  No, ale cóż... Takie życie... Nie mam zamiaru tutaj siedzieć i się nad sobą użalać... Zrobiłam lekki makijaż, ubrałam się i postanowiłam pójść do Fran.


Jestem załamany. Lara ze mną zerwała i to dwa dni przed Walentynkami. Powiedziała, że już mnie nie kocha. A ja chciałem jej się oświadczać w tym wyjątkowym dniu... No, ale cóż, może to nie była ta jedyna. To fakt nie układało nam się, ale mimo wszystko to boli. Świetnie mam 22 lata i pora się ogarnąć i związać z kimś na stałe, a dziewczyna, z którą byłem zrywa ze mną po pół roku znajomości... Ja to mam szczęście... Spaceruję po parku już dobre kilka godzin... Chby wrócę do domu, bo to nie ma sensu... Jakiś frajer wcisnął mi do ręki jakąś durną ulotkę... Już miałem ją zmiąć i wrzucić do kosza, ale w oczy rzucił mi się wyraz 'impreza'. Tego mi trzeba, zabawić się na  jakiejś imprezie i nie zawracać sobie niczym łba. Przeczytałem ulotkę:

                 Impreza dla singli - "Noc złamanych serc"
                 Jeśli jesteś singlem, wbij na imprezę
                 i poznaj kogoś. Z tą ulotką alkohol ze zniżką 70%

Dalej podany był adres. Impreza jest jutro. Lokal znam. Pójdę i się zabawię. W sumie alkoholu nie piję od roku, ale przynajmniej posłucham dobrej muzy... Może uda mi się kogoś fajnego poznać. Zobaczymy.


Do Fran wybrałam się przez park. Jak wyszłam z domu to od razu poczułam się lepiej. Świeże powietrze zawsze dobrze mi robi. Zaczęłam rozmyślać nad pójściem na jakąś imprezę. w momencie, gdy o tym pomyślałam, wiatr dosłownie "wrzucił" mi do rąk ulotkę o imprezie i to do tego dla singli. Jeszcze lepiej... Jest jutro, więc na pewno na nią pójdę. Lokal znam, bo parę razy byłam tam z moim kuzynem Federico. Wydaje mi się, że to będzie świetna impreza i zmieni moje życie.

Następny dzień

Wstałam, wzięłam prysznic, zjadłam śniadanie, potem obejrzałam jakiś nudny film. Jak bym miała go z kim oglądać, to na pewno nie byłby aż taki nudny. Ehh, ciężkie życie singla. Właśnie! Przecież za jakąś godzinę impreza. Wyjęłam z szafy białą bieliznę, moją ulubioną beżową sukienkę bez ramiączek,z czarnym paskiem i czarny żakiet z rękawami 3/4. Poszłam się przebrać, wyprostowałam włosy i pozostawiłam je rozpuszczone. Potem zrobiłam delikatny makijaż. Założyłam czarne balerinki,  zamknęłam dom i poszłam na imprezę.


Jak się obudziłem miałem lepszy humor, bo nastawiłem się na imprezę. Na śniadanie zjadłem kromkę z
masłem, bo nic innego nie miałem w lodówce. A wczoraj, nie chciało mi się uzupełniać zapasów. Poszedłem na kilka godzin na siłownię, jak zawsze w soboty. Potem wziąłem prysznic, przebrałem się i wyszedłem z domu,zamykając go. Po niecałych 15 minutach byłem na miejscu.. Zadowolony wszedłem do lokalu i skierowałem się w stronę barmana. Zamówiłem drinka i nagle zauważyłem bardzo ładną dziewczynę, też zamawiała drinka. Wyglądała na trochę smutną. Wziąłem swojego drinka i poszedłem w jej kierunku.
- Mogę się przysiąść? - zapytałem
- Jasne, siadaj. Jestem Violetta.
- Miło mi, jestem Leon. - przywitałem się, a w między czasie dopiłem drinka. - Zatańczymy?
- Tak, świetny pomysł. Chodź - powiedziała i chwyciła mnie za dłoń. Po całym ciele przeszedł mnie
przyjemny dreszcz i uspokajające ciepło. Uśmiechnąłem się do siebie. Gdy doszliśmy na parkiet akurat
skończyła się piosenka. Puścili teraz coś wolnego, więc objąłem Violettę w talii i przyciągnąłem do siebie. Ona objęła mnie za szyję i położyła mi głowę na ramieniu. Czułem się fantastycznie. Teraz wiem, że Lara nie była tą jedyną. Jest nią Viola. Zaraz, Leon co ty gadasz? Ogarnij się nawet nie znasz tej dziewczyny. Poznaliście się 5 minut temu. Ale w sumie, to czy to aż tak ważne jak długo się znamy? Przecież chyba nawet i te pięć minut wystarcza, żeby się zorientować czy ktoś jest dla ciebie ważny czy nie, prawda? A dla mnie Viola jest ważna, to wiem na pewno.


Z Leonem tańczyło mi się genialnie, sama nie wiem dlaczego, ale czułam się przy nim bezpiecznie, jak przy nikim innym. Odtąd puszczali tylko wolne kawałki. Szybkich raczej nie było. Ale przednia zabawa zaczęła się po północy, gdy jeden z reflektorów zaczął losować spośród tańczących par, tą która ma się pocałować i ich pocałunek był wyświetlany na dużym telewizorze w sali. Ludzie byli singlami, ale raczej dobrze się bawili... Po jakichś 15 parach, reflektor wylosował mnie i Leona. Chłopak popatrzył na mnie pytającym wzrokiem, a ja w odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam - bo przecież to tylko zabawa - i zaczęliśmy się do siebie powoli zbliżać. Gdy nasze wargi złączyły się w pocałunku, poczułam motyle w brzuchu, przy Diego nigdy tak nie miałam. Niechętnie odsunęłam się od zielonookiego. Chciałbym już zawsze czuć jego pocałunki na moich wargach. Violka ogar! Znasz chłopaka kilka godzin... Ale w sumie, to co to za różnica, czy kilka godzin czy dwa lata? Bardzo dobrze się przy nim czuję, fajnie się nam rozmawia. Po paru minutach zrobiło mi się trochę słabo. Leon wziął mnie na ręce i posadził na najbliższym krzesełku.
- Nic ci nie jest Viola? - zapytał z troską
- Nie. Już jest ok, ale muszę już iść do domu, bo mnie trochę boli głowa.
- Dobrze, to chodź. Odprowadzę cię do domu. - wzięłam z wieszaka torebkę i żakiet. Leon wziął bluzę
i wyszliśmy z klubu. Zawiał wiatr, a ja zaczęłam się trząść z zimna. Brunet natychmiast zdjął bluzę i nałożył na moje ramiona.
- Dziękuję - powiedziałam, a on tylko się uśmiechnął tym swoim pięknym uśmiechem. Poszliśmy w kierunku mojego domu. Leon cały czas obejmował mnie w talii, a mi to w sumie nie przeszkadzało, a nawet mi się podobało. Doszliśmy po jakichś 15 minutach. Otworzyłam drzwi, weszliśmy do środka, usiedliśmy na kanapie, a Leon po chwili się podniósł i zaczął zmierzać do drzwi. Zrobiło mi się przykro. Znowu mam zostać sama w takim dużym domu? O nie! Pobiegłam za chłopakiem i udało mi się zamknąć już uchylone przez niego drzwi. Odsunął się od nich lekko zaskoczony... Uśmiechnęłam się i zapytałam:
- Już idziesz?
- No, tak. Taki miałem zamiar.
- A nie mógłbyś tutaj zostać ze mną? Proszę. W tym domu jest tyle wolnych pokoi i w ogóle... - sama nie wiem dlaczego paplałam jak najęta...
- No, dobrze, pomyślmy... - uśmiechnął się - Jeśli tak bardzo chcesz, żebym został, to zostanę - w tym momencie rzuciłam mu się na szyję. Po chwili zamknęłam drzwi na klucz. I poszliśmy do salonu oglądać film. Po jakimś czasie Leon zagadnął:
- Wiem o tobie już dużo raczej prywatnych rzeczy, ale nie znam twojego nazwiska. Mogłabyś mi je zdradzić?
- Tak. Nazywam się Violetta Castillo, a ty?
- Ja nazywam się Leon Verdas.


Pod wpływem impulsu wyciągnąłem z tylnej kieszeni u spodni pierścionek, który miał być dla Lary, ale odkąd zobaczyłem Violę to już przeszłość. Uklęknąłem na kolano i zapytałem :
- Violetto Castillo, wiem, że znam cię tylko kilka godzin, ale nie wyobrażam sobie już dalszej części mojego życia bez ciebie. Zakochałem się w tobie i chcę przy tobie być już na zawsze, na dobre i na złe. Czy uczynisz mi ten wyjątkowy zaszczyt i wyjdziesz za mnie? - uśmiechnęła się i również spontanicznie odpowiedziała:
- Leonie Verdasie, tak wyjdę za ciebie, bo te parę godzin z tobą zmieniło mój świat. I też się w tobie zakochałam. - nałożyłem jej pierścionek na palec, a ona mnie pocałowała namiętniej niż na imprezie, oddałem pocałunek. Z każdą chwilą go pogłębiała, a ja nie pozostawałem jej w tym dłużny. Po chwili przyciągnąłem ją do siebie mocniej, ona wplotła ręce w moje włosy i założyła nogi na moje biodra. Wziąłem ją na ręce i nieustannie całując skierowałem się na schody, potem instynktownie skręciłem w lewo i wszedłem do pierwszego pokoju. Okazało się, że to była jej sypialnia. Rzuciłem ją na łóżko i sam wskoczyłem koło niej. Potem wiadomo co się stało.


Obudziłam się rano dość wcześnie wtulona w nagiego mężczyznę. Tym mężczyzną był Leon Verdas, mój
narzeczony od wczorajszej imprezy. Ja też byłam naga... Wtedy dotarło do mnie co się stało. W nocy
przestałam być dziewicą... Nałożyłam koszulę Leona i zeszłam na dół do kuchni, aby zrobić śniadanie. Po chwili było już gotowe, więc zaniosłam je na górę. Leon właśnie się obudził i uśmiechnął się do mnie.
- Przyniosłam śniadanie - powiedziałam i odwzajemniłam jego uśmiech. Usiadłam obok niego. Zjedliśmy
śniadanie i zaczęliśmy rozmawiać. Rozmawialiśmy długo...
Mieli dzisiaj wolny termin w urzędzie stanu cywilnego, więc zadzwoniłam po moją przyjaciółkę Fran i
moich rodziców, a Leon po swoich i po kumpla Andresa. Fran i Anders byli naszymi świadkami na
naszym ślubie cywilnym. Potem zamieszkaliśmy razem na stałe w moim domu. Dziewięć miesięcy później
urodziłam śliczne bliźniaki : córeczkę Lenę i synka Pablo.

Nati Verdas

Miniatura dotrze później. W komentarzu podaj adres bloga. :-)



1 miejsce: 

   Rodzice nigdy nie mieli dla mnie czasu.
Najwyraźniej burmistrz dwudziestotysięcznego miasteczka nie obchodziło nic po za swoim ogromnym gabinetem. Przesiadywał w nim zawsze do godzin nocnych,wypełniając bardzo 'istotne' papiery.  Kto by się tego spodziewał?
Nie pamiętam kiedy ostatnio zjadł ze mną normalną kolacje. Ale był dla mnie dobry. Nigdy nie opuścił ani jednego występu chóru,w którym niestety byłam głównym głosem. Zawsze wspierał mnie w realizacji moich marzeń.  Często powtarzał,że przypominam mu babcie.Sama nie wiedziała dlaczego. Nie byłam do niej w ogóle podobna.
Starał się.I to miało dla mnie największe znaczenie.
Narzekałam dosłownie na wszystkich. Z wyjątkiem taty. Juan Fernadez może nie był idealnym ojcem ale nigdy nie potrafiłam go nienawidzić. Może dlatego,że byłam do niego zbyt podobna?
  Za to moja mama... Czasami zastanawiałam się czy w ogóle wie,że kiedyś urodziła małą istotę,która niestety ale urosła.
Jej stałym zajęciem było picie. Robiła to z taką pasją! Często bywałam przekonana,że to nie nałóg ale zwykłe hobby.  Nie była dla mnie prawdziwą matką. Właściwie nigdy dla niej nie istniałam.

  Odkąd skończyłam siedem lat przy każdej sposobności prosiłam aby rodzice się rozwiedli. To było moje jedyne marzenie. Całkowicie do spełnienia. Wydawało się to wtedy takie proste. Z resztą wciąż jest takie według mnie.
Nie było to jednak moją samolubną pobudką. Chciałam tego dla taty. Zasługiwał na kogoś znacznie lepszego niż kobieta,która praktycznie nie trzeźwieje. Jej przebywanie w tym samym domu budziła we mnie odrazę. Ale nic nie mogłam na to poradzić. Wszystko zależało od mojego ojca. 
Kiedy przejrzał na oczy było za późno. Matka zmarła na niewydolność wątroby. Pijaństwo w końcu ją dopadło.
   Miałam wtedy dwanaście lat,pomimo tego cieszyłam się,że jej już z nami nie ma. To złe,ale prawdziwe. A ja nie lubię kłamać. Zdecydowanie bardziej wole ranić prawdą niż uspokajać kłamstwem.
   Nie uroniłam po niej ani jednej łzy,ale szczerze byłam z tego dumna. Do dziś jestem.
   Dla tak paskudnej matki mogę być tylko okropną córką.

    Zawsze kochałam samotność.
Była moim najlepszym,i w sumie jedynym przyjacielem. Towarzyszyła mi od wczesnego dzieciństwa,w każdym aspekcie życia.
 Jedyną osobą,która mnie rozumiała byłam ja.
Męczenie się z poznawaniem ludzi zdecydowanie nie było moim priorytetem. Zdecydowanie bardziej interesowała mnie sala muzyczna w odległych kątach szkoły. Jedyne miejsce,które nikogo nie obchodziło. Było to równie piękne co straszne. Nastolatki w moim liceum nie doceniali czegoś takiego jak sztuka.  Dlatego to miejsce było dla mnie idealne.

  Przez moje niezwykłe niebieskie oczy z dość małymi,czarnymi nalotami byłam uznawana za czarownice. Nie zależało mi na wyprowadzaniu tych ograniczonych ludzi z błędy. Szczerze? Nigdy mi to nie przeszkadzało. Byłam jak samotny wilki. Od zawsze i na zawsze.
  Wolałam być unikana. Choć jako córka burmistrza,który nie był zmieniany od piętnastu lat,miałam z tym delikatny problem.Wszyscy byli dla mnie przesadnie mili. Co było,dosyć irytujące zważając na krążące o mnie plotki.
  Było one dla mnie po prostu śmieszne. Opowieści o czarownicach od zawsze były dla mnie nie dorzeczne; Wyssane z palca. Ale czego można się spodziewać bo pokoleniu fanek wampirów,wilkołaków. I Bóg wie co jeszcze! 

  Uśmiech był stałą częścią mojego stroju. Zero kolczyków i tatuaży. Wspaniałe ubrania. Idealna wymowa. Świetne oceny. Prace społeczne. Chór. Do tego zawsze,bez zająknięcia musiałam być miła.
Perfekcyjna córka. Byłam nią. Dla taty cały czas jestem.
Rola panienki 'cud,miód i malina' nie byłą szczególnie trudna. Z czasem się do niej przywiązałam.  Może nawet...się zmieniłam? Ale było mi dobrze. I naprawdę nie chciałam tego zmieniać.

  Nie dość,że pogodziłam się ze swoim losem to na dodatek byłam szczęśliwa.Z ręką na sercu wiem,że podobało mi się nudne życie. Bez zmartwtień, bez wyznań. Tylko ja i muzyka.
 Marzyłam aby trwało to już wiecznie...

  Dopóki on się nie pojawił. Czarujący biały uśmiech. Idealnie czarne włosy. Był niewiele wyższy ode mnie.
Miał swój styl,co wyróżniało go od reszty pajaców ze szkoły. W jego ubraniach przeważały kolory. Zawsze dopasowane spodnie i równie jaskrawa bluzka. Ale jego znakiem rozpoznawczym zdecydowanie były słuchawki. Każdego koloru i każdej firmy,dostępnej na rynku.
  Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie mojego księcia z bajki ale nie żałowałam. On był idealny. Stworzony specjalnie dla mnie.
Poznaliśmy się zupełnie przez przypadek. O ile tak można nazwać nowego ucznia w Twojej klasie.
  W środku semestru dołączył do nas jakiś chłopak. Nie zwróciłam nawet uwagi na jego imię. Jednak z entuzjazmu żeńskiej części klasy wywnioskowałam,że musi być przystojny. A przynajmniej był lepszą partia od szkolnych "kasanowa". Miałam to jednak w głębokim poważaniu.
Tata był w trakcie organizowania ważnego balu charytatywnego. W głowie miałam tylko sposób wykręcenia się od tej piekielnie nudnej imprezy. W głębi duszy czułam jednakże,że nie mam szans od wymigania się od obowiązków.
Pamiętam,że tego dnia westchnęłam ciężko i wszyscy w zielonym pomieszczeniu zwrócili na mnie uwagę. Jakby wiedzieli o czym myślę. Przestraszyłam się i wtedy po raz pierwszy pochwyciłam jego spojrzenie.
   Wszystko wydało mi się inne.

  Byliśmy małżeństwem przez trzy lat. Pewnie mielibyśmy za sobą dłuższy staż ale jak nie chciałam się spieszyć. Według mnie nie byłam idealnym materiałem na żonę. Ale Maxi nalegał. A ja... wciąż byłam pewna obaw. Kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić. Nie wierzyłam w szczęśliwe zakończenie ale on mnie przekonał.
  Niestety tym razem to ja miałam racje.

   Najgorszą rzeczą jaka może nam się przydarzyć w życiu nie jest śmierć. To strata najbliżej naszemu sercu osoby. Kogoś,kto daje nam siłę wstać rano z łóżka,ze szczęściem wymalowanym na twarzy; Wspiera nas w najtrudniejszych momentach; Sprawia,że świat jest lepszy,przeszkody mniejsze; A ty masz siłę oddychać.
   Po prostu jest. Całą duszą i całym ciałem.
   Ale kiedy nie możesz już poczuć Jego silnych ramion,otulających Twoje zimne ciało; Posłuchać jego melodyjnego głosu śpiewającego Ci serenadę o miłości.
     Nic już nie ma znaczenia Żyjesz a właściwie istniejesz w egzystencjalnej pustce,czekając aż ktoś okaże się na tyle dobry i skończy Twoje męki. Tylko dlatego aby być z Nim.

-Natalia!-usłyszałam krzyk Violetty. Domyśliłam się,że wraz z nią przyszła odwiedzić mnie Lu. Nie rozumiałam po co Maxi dał swoim siostrą kluczę do naszego mieszkania. Miałabym święty spokój. Mogłabym go w spokoju opłakiwać. Dzwonić do niego na pocztę głosową tylko żeby posłuchać jego melodyjnego głosu.
Chciałam zostać sama. Zupełnie sama. Bez mojego męża nic nie było tak jak powinno.
-Wiemy,że tu jesteś!-tym razem zawołała Lu. Nie odzywałam się,dziewczyny mogły się trochę pomęczyć.  Były moimi jedynymi przyjaciółkami. Uwielbiałam je całym sercem. Jednak w tej chwili jedyną osobą,która mogła mnie pocieszyć była zdecydowanie zbyt daleko abym mogła wtulić się w jego silne ramiona.
-Tutaj się schowałaś,małpo!-Viola wpadła do sypialni. Starałam się uśmiechnąć lecz na marne. Jedynym pocieszeniem była bezpośredniość szatynki. Po mimo tego samego zamieszania wciąż pozostała sobą-uroczą arogantką z nutką słodyczy. Ludmi była identyczna. Oczywiście pod względem charakteru. Na zewnątrz różniły się diametralnie. Gdybym nie znała ich tyle czasu nigdy nie powiedziałabym,że są spokrewnione.
   Cała trójka nie była do siebie podobna. Ludmiła była długonogą blondynką-najstarsza z 'miotu'. Maxi jako 'ten drugi' był odwrotnością starszej siostry-niski brunet z uroczymi dołeczkami. Najmłodszą z rodzeństwa była Violetta. Wzrostem równała się z moim mężem,miała tylko jaśniejsze włosy.
-Jak długo masz jeszcze zamiar siedzieć w łóżku?-szatynka usiadła obok mnie.-Minęły trzy miesiące.-nie patrzyłam na nią. To było za trudne.-Maxi chciałby...
-Chciałby abyś ruszyła swoje wielkie dupsko z łóżka,z którego nie schodzisz się od jego śmierci.-jak zawsze pomocna Lu weszła do sypialni i zajęła miejsce po drugiej stronie.
-To był mój mąż.-odezwałam się cicho,po dłuższej chwili.-A wasz brat. Dacie mi go opłakiwać po swojemu?-spytałam,zanosząc się płaczem.
-Naty,to był nasz brat wiemy co...-blondynka chyba starała się mnie udobruchać. Na marne.
-Nie!-krzyknęłam i natychmiast zeskoczyłam z łóżka. Musiało wyglądać to dosyć komicznie,zaważywszy na twarzach śmiech dziewczyn.-Co wy wiecie o małżeństwie?!-wybuchłam. Po raz pierwszy od trzech miesięcy podniosłam głos.-Ty Violetta! Byłaś z tym słynnym Leonem w liceum przed przeprowadzką ,prawda?-przytaknęła ruchem głowy.- Twój najdłuższy związek trwał rok na dodatek z tym kretynem Tomasem! A teraz? Masz okazjonalne schacki z Verdasem,spędzasz z nim dwie godziny dziennie w łóżku,ale podobno tak go kochasz! A ty Ludmiła?! Jesteś po dwóch rozwodach z Federico i znowu do siebie wracacie! Nie macie pojęcia czym jest szczęśliwe małżeństwo!-rozpłakałam się. Po raz kolejny to wróciło. Smutek stawał się nie do zniesienia. Nie znikał z czasem. Miałam wrażenie,że tylko się pogłębia.
Upadłam na drewnianą podłogę. Nie chciałam się podnosić. Dalsza walka była bezsensowna. Straciłam wszystko co było dla mnie ważne.
-Już czas.-spojrzałam dziwnie na Viole. Wiem,że nie powinnam tego mówić ,ale jej twarz wcale nie robiła się czerwona ze złości. Wyrażała smutek. Nic więcej.-Maxi napisał do ciebie list. I powiedział Nam...-zadrżał jej głos.
-Że mamy dać Ci go kiedy uznamy to za stosowne.-dokończyła za nią Lu.
-Co?-wychlipałam. Milczały. Do swoich słabych rąk dostałam biały skrawek papieru. 
To było pismo Maxiego. Wszędzie bym jej poznała.

Droga Natalio! 

    Nie uważasz,że to chore? Ja nie żyje. A Ty? Czytasz list napisany przez Twojego zmarłego na raka,męża. Świat jest piękny prawda,kochanie? Wiem,że teraz tego nie zauważasz. Tęsknisz za mną. Rozumiem. Uwierz mi,że gdziekolwiek jestem jest tu bez Ciebie pusto. Ale proszę Cię nie pozwól aby to,że nie mogę Cię dotknąć ,pocałować stanęło Ci na drodze do szczęścia. Wiesz,że zawsze jestem. Zawsze byłem i zawsze będę. To w Twoim sercu jest moje miejsce. Nic i nikt tego nie zmieni. 
  Proszę Ci ukochana,weź się w garść dla mnie. A przede wszystkim dla tej wspaniałej istoty,która jest w Tobie. Jestem naprawdę  szczęśliwy z tego powodu. Żałuję tylko,że nie zobaczę jego pierwszych korków,ledwie wypowiedzianych słówek. Proszę opowiedz mu kiedyś bajkę jakim dziwakiem był jego tata. Naucz śpiewać tak pięknie jak robił to mój Anioł,którym byłaś Ty. Jeżeli będzie chciał zachęć go nauki tańca. Czuje,że będzie w tym świetny. A przede wszystkim mów mu często,że go kocham,dobrze?
  Jesteś najjaśniejszą gwiazdą,wykorzystaj to.Najpiękniejszą kobietą na świecie. Żyj,bądź szczęśliwa. Kiedyś na pewno się spotkamy. Gwarantuje Ci to.
Będziesz wspaniałą mamą. Wiem to. Wybacz mi,że taki krótki. Dobrze wiesz,że nie jestem dobry w pisaniu.
Na zawsze Twój,Maxi ♥

 P.S. Kocham Cię


 Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy od jego śmierci, kąciki moich ust powędrowały do góry.
-Dziewczyny muszę Wam coś powiedzieć.-wystarczyło jedno spojrzenie. Wiedziałam,że nie zostawią mnie samą. Nie teraz. Nie w takiej chwili.Kochałam je i zrobiłabym dla nich wszystko.-Jestem w czwartym miesiącu ciąży-widziałam szok na ich twarzach. Zdawałam sobie sprawy z tego co przed chwilą powiedziałam,-Maxi wiedział. To jego dzieci.-po zarumienionych policzkach Violetty spłynęła jedna łza.
-Zostanę ciocią!-wrzasnęła rzucając mi się na szyje. Ludmiła po chwili dołączyła do uścisku. Od teraz wszystko musi być dobrze. Będę silna. Dla niego.

 Maxi zmienił mnie.
Kochałam swoją samotność. On mi ją zabrał. Ale w zamian dał mi coś cenniejszego. Swoją miłość,która będzie ze mną już zawsze. Dzięki niemu już nigdy nie będę sama,nie potrafiłabym.

Sophie Cortes

Rozdział, który ma dotrzeć do ciebie wcześniej jest już prawie gotowy. Najprawdopodobniej dotrze dzisiaj wieczorem, ewentualnie jutro rano. I jeszcze proszę o link do bloga. 



Aga ♥♥♥


poniedziałek, 3 marca 2014

Uczucie trzecie: Dwie pozornie różne osoby, nieustannie ze sobą walczące, nie zdają sobie sprawy, w ilu kwestiach są podobne

Dla Marceli Ferro, która wywołała swoim komentarzem na szeroki uśmiech na mojej twarzy. 


"Pozostać dzieckiem,
nic więcej nie trzeba"

         Straciliście kiedyś ważną osobę? Pewnie tak. Być może było to ukochane zwierzątko, przyjaciel zmuszony do wyprowadzki lub chłopak, który okazał się zwyczajnym draniem i bez grama skruchy złamał Ci serce. 
      Zawsze trudno jest się pozbierać po takim zdarzeniu. Obwiniamy się, chcemy cofnąć czas, pragniemy przekonać kogoś do zmiany decyzji. Najczęściej bez skutku. Bo wehikuły czasu istnieją tylko w bajkach, a ludzie nie zmieniają swoich postanowień tak łatwo. 
          Musimy przyzwyczaić się do zmian. Należy pogodzić z faktem, że nic już ie zależy od nas, nic już nie możemy zmienić. 

        Byłam szczęśliwą dziewczynką. Cieszyłam się życiem. Miałam wszystko czego sobie zapragnęłam. Jako małe dziecko nie zdawałam sobie sprawy, ze w ciągu kilku chwil może zburzyć się wszystko co osiągnęliśmy do tej pory. Nie wiedziałam, że na świecie istnieją siły, które zrobią tak wiele aby uprzykrzyć nam życie. 
       Jedno zdanie wypowiedziane w moją stronę uświadomiło mi, że straciłam bardzo ważną osobę. Zostałam tylko z tatą. A on zamiast sprawić abym poczuła się lepiej, jeszcze dolał oliwy do ognia. Zapowiedział przeprowadzkę. I tym samym potwierdził, że zupełnie nie zwraca uwagi na moje uczucia. 

     Usłyszałam głośny krzyk. Zaraz po nim do moich uszu dobiegł szyderczy śmiech. Bałam się otworzyć oczu. Wiedziałam, że zobaczę krew, a od zawsze panikowałam na jej widok. Zdawałam sobie sprawę, że sama również jestem poraniona. Wolałam jednak pozostać w ramionach siostry. 
         Chwilę później rozległ się dźwięk policyjnej syreny. Obydwie wiedziałyśmy, że od tej chwili możemy liczyć jedynie na siebie nawzajem. Lek i rozpacz przeplatane były z ulgą. Miałyśmy nadzieję, że wreszcie uwolnią nas od ojca. Nie miałyśmy jednak pojęcia jakie niespodzianki szykuje dla nas jeszcze życie i zdecydowanie nie byłyśmy przygotowane na żadną z nich. 
\
______________

No to do zgadywania! Tutaj możecie poznać odrobinę przeszłości naszych bohaterów. :-) 

Następny rozdział już niebawem. Jest prawie skończony.

Uwaga! Proszę aby każdy kto przeczytał ten post pozostawił po sobie w komentarzu chociaż kilka przypadkowych liter. Naprawdę mi na tym zależy.

Zapraszam na prolog :-)

Aga ♥♥♥

Recent Posts