Playlista

czwartek, 8 maja 2014

Miniaturka III: Dogonić Szczęście

Dla Marty, która i tak tego nie czyta, ale mam doła, a jak piszę z nią to zawszę się śmieję ♥

Nic nie mów,
Nie tłumacz się,
Nie staraj o nic.
Tylko mnie kochaj

   Czarnowłosa Hiszpanka przemierzała ulicę Buenos Aires. Co chwilę rozglądała się po okolicy i zatrzymywała wzrok na każdym przechodniu aby uważnie się mu przyjrzeć. Jednak w większości przypadków obserwowani nie wprawiali Natalii w zaciekawienie. Zwykle w szarych płaszczach chroniących przed deszczem lub ukryci pod obszernymi parasolami, śpieszyli się do pracy. Po kilku chwilach rozmyśleń dziewczyna zdała sobie sprawę, że wygląda podobnie. Lśniące zwykle włosy opadły pod wpływem wody, która leciała z nieba, gruba, brązowa peleryna zupełnie zniekształcała jej figurę, a twarz nie wyrażała żadnych emocji. To wszystko sprawiało, że szatynka doskonale wtapiała się w tłum. W ten sposób nawet najbardziej spostrzegawczy człowiek miałby trudność z zauważeniem jej.
   Maxi już od dłuższego czasu wypatrywał jej w tłumie. Wiedział, że jeśli nie znajdzie Natalii teraz, być może już nigdy nie będzie miał okazji. Musieli wyjaśnić między sobą kilka ważnych spraw. Być może najważniejszych. Bo co może być ważniejsze niż najukochańsza osoba? A w tym wypadku; dwie najukochańsze osoby. Natalia nosiła w sobie owoc ich miłości. Dziecko, które w niczym nie było winne swojego losu. Za wszystkimi jego dalszymi nieszczęściami stoją dwie osoby: Naty i Maxi.
   Żadne z nich nie było w stanie wychować potomka w odpowiedni sposób. Byli młodzi i nie posiadali wiedzy na ten temat. Jeden błąd sprawił, że będą musieli się nauczyć żyć na nowo, w zupełnie innej sytuacji. Zanim to jednak nastąpi, obydwoje muszą przyznać przed sobą jak bardzo się kochają.
   Ludzie zupełnie nie zwracali uwagi na jej roztargnienie. Nikt nie zauważał plączącej się Natalii. Dla kobiety było to dużym ułatwieniem. Byłą prawie pewna, że udaj jej się uciec, zaszyć pod kołdrą i nigdy z pod niej nie wyjść. 
- Natalia! - wtedy usłyszała jego głośny krzyk. Spojrzała w stronę, z której dobiegał. Dostrzegła mężczyznę ukrytego pod czerwonym parasolem. Przyglądał się mi dużymi, czekoladowymi oczami. Mimo, że deszczowa woda ukrywała łzy spływające po jego policzkach, ona doskonale wiedziała, że płacze. Znała go zbyt dobrze. 
- Zostaw mnie z tym problemem samą. Poradzę sobie. - wyszeptałam kierując słowa w ziemię. Nie chciałam po raz kolejny spojrzeć w jego zatroskaną twarz. 
- Problemem? Dziecko to nie problem. To szczęście, prezent od losu, który należy przyjąć. - Maxi mówił to z dużym przejęciem. Mimo tego, że sam nie był pewny czy sobie poradzi, czuł, że pragnie wychować malucha najlepiej jak potrafi. Wiedział też, że muszą stanąć przed tym wyzwaniem razem. Inaczej przegrają. 
- Ale ja sobie nie poradzę. Jestem za słaba, aby wziąć na siebie taki ciężar. - wyznała, a w jej oczach ponownie nazbierały się łzy. Wcześniej nie chciała przyznać się do tego jak mało sił posiada. Wmawiała wszystkim, że nic nie jest dla niej problemem. Próbowała uświadomić im, że czuję się doskonale i nie potrzebuje pomocy. Jednak przez ten cały czas kłamała. 
- Ja również sam nie dałbym rady.Ale razem? Razem mamy siłę. Razem możemy dokonać rzeczy niemożliwych. - Naty patrzyła na przemawiającego chłopaka, oczami pełnymi zdumienia. Była prawie pena, że chłopak nie będzie chciał być częścią jej rodziny. 
- Ja i ty? - zapytała niepewnie, bawiąc się przy tym włosami. Od dzieciństwa ją to uspokajało. 
- Ja i ty. - potwierdził. Potem pokiwał delikatnie głową i wykonał kilka kroków w stronę kobiety. Wyciągnął rękę do przodu i dotknął brzucha Natalii. Na twarzy kobiety mimowolnie pojawił się uśmiech i pozwoliła się objąć. Trwali przytulani do siebie jeszcze przez kilka krótkich chwil. Wiedzieli, że do dopiero początek. 

~,~

   Stała właśnie na środku świątyni, przed ołtarzem. Miała na sobie białą suknie sięgającą do kostek, której dół wyszywany był cekinami. Jej czarne włosy przykrywał welon, a dekolt zdobił subtelny wisior. Twarz Hiszpanki pokazywała jej szczęście, a na policzkach kwitły rumieńce. Kobieta co chwilę spoglądała na wybranka i podziwiała jego nieskazitelny wygląd. Świeżo kupiony garnitur kontrastował z jasną barwą cery Maxiego, a włosy ukryte zwykle pod czapką - delikatnie rozczochrane. Kiedy zauważył, że Natalia uśmiecha się do niego serdecznie, odwzajemnił to i chwycił jej kruchą rączkę. Poczuł na palcu ukochanej pierścionek zaręczynowy, który podarował jej niedawno. Wiedział, że nie rozstaje się z nim. Przejechał po nim kciukiem w celu znalezienia grawerunku. Dogonić szczęście. 
   Na dziadkowych kolanach siedziała uśmiechnięta trzylatka. Przyglądała się rodzicom i co chwilę posyłała im serdeczny uśmiech. Marzyła sobie, że w przyszłości będzie tak piękna jak mama i założy podobną suknię. Od zawsze widziała w rodzicach autorytet. Dziewczynka nie zdawała sobie sprawy jak ważnym łącznikiem była dla związku Natalii i Maxiego. Dziecko uświadomiło im, że muszą być razem bez względu na to jak potoczy się życie. Jeszcze niczego nie świadoma uratowała tak piękną miłość. 
   Ludzie w kościele podnieśli się ze swoich miejsc, a kapłan podszedł do szczęśliwej pary. Ich ręce nadal spleciony były w uścisku, a z twarzy nie schodził uśmiech. Kiedy ksiądz wypowiedział już wszystkie słowa konieczne do odprawienia ceremonii, przyszedł czas na młodą parę. Każdy ze zgromadzonych wsłuchiwał się w ich słowa mimo to, że wypowiada się je na każdym ślubie. Jednak ci zakochani powtarzali je w sposób ukazujący ich silną miłość. Cały czas patrzyli sobie w oczy, a na policzkach obydwóch pojawiały się rumieńce. 
   Kiedy wymienili się obrączkami i odbyli tradycyjny pocałunek, wyszli na świeże powietrze gdzie już czekali na nich goście. Zostali obdarowani tysiącem gratulacji i prezentów. Wszyscy zazdrościli im tak udanego związku. Ich mała córeczka domagała się chwili spędzonej w ramionach taty, a rodzice młodych małżonków od razu chcieli ich uściskać. 
- Kocham Cię. - wyszeptali do siebie w tym samym momencie, na co uśmiechnęli się obydwoje. Po chwili wrócili do świętowania i zapomnieli o wszystkim złym co było kiedyś.


Jestem beznadziejna wiecie? Do niczego!  Musze publikować swoje stare miniaturki, bo nie potrafię dokończyć tego głupiego rozdziału! Grrr! Czemu moje problemy nie mogą kończyć się tu, w wirtualnym świecie!? Aaaaa! Gadam od rzeczy.... Nie patrzcie nawet na to beznadziejne coś wyżej. Nawet nie pamiętam kiedy to pisałam.

Aga (brak humoru = brak serduszek)

Recent Posts