Playlista

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Jak to się wszystko zaczęło, czyli powrót do początków.

Post został przygotowany z myślą o nadchodzącej rocznicy bloga "Czy to przez miłość?". Dlaczego piszę tu? Blog o którym mowa niestety już zakończył swoją działalność, ale chciałam uhonorować święto jakim jest początek mojej przygody z pisaniem. 

Jak to się wszystko zaczęło? 

   W poprzednie wakacje zwyczajnie mi się nudziło. Z powodu ogromnego zainteresowania serialem "Tajemnice Domu Anubisa" postało pierwsze opowiadanie (przynajmniej jego początek) , którego jeszcze nigdzie nie publikowałam. Kilka miesięcy temu powstała na jego podstawie inna historia, którą możecie czytać tutaj.

Pierwszy prolog

W mojej głowie jest teraz wszystko. Nie wiem czy śmiać się czy płakać. Z jednej strony jestem zła na tatę, że znowu się przeprowadzamy, a z drugiej cieszę się, że wracam do Buenos Aires. Jeszcze chyba nigdy nie czułam czegoś takiego. Przez całe życie byłam zamknięta jak księżniczka w wieży. Czułam tylko smutek. Nigdy się nie cieszyłam. Teraz wiem jakie to wspaniałe uczucie i mam nadzieję, że będę się tak czuć częściej. W moim życiu zaczyna się coś nowego. Dostałam szansę i nie mogę jej zaprzepaścić.

Cóż, może to coś nie powala jakością, ale jest dla mnie ogromnie ważne. 

Z tego jestem dumna

Przedstawiam wam teraz wszystkie momenty z poprzedniego opowiadania, które naprawdę bardzo mi się podobają. 

- Oh, Olgunia. Tak bardzo za tobą tęskniłam! - rozczuliła się. A ja zauważyłam podchodzącego do nas Ramallo. Tak bardzo mi go brakowało!! Nie odezwał się. Pewnie uznał, że dołączenie do przytulania to najlepszy sposób na przywitanie.  Zdziwiłam się, że zapomniał o "Przestrzeni osobistej". W tym momencie w kuchni pojawił się tata. Automatycznie od siebie odskoczyliśmy.
- Co wszyscy nagle tacy sztywni? Jestem aż taki straszny? - nie wierzyłam własnym uszom. Mój tata żartował? Stało się z nim coś... dobrego?
- To może ja już pójdę. - wymknęłam się dyskretnie i zauważyłam, że Angie podążyła za mną.


-  Kocham cię, Maxi! Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Razem stawialiśmy pierwsze kroki, wymawialiśmy pierwsze słowa, uczyliśmy się jeździć na rowerze, pisaliśmy pierwsze sprawdziany, wspieraliśmy się przez całą podstawówkę. Potem trafiliśmy tu... I już nigdy nic nie było tak samo... - te słowa uderzyły we mnie jak piorun... Jak mogłem zapomnieć o swojej najlepszej przyjaciółce? Chciałem wszystko odbudować, dlatego objąłem ją. Ku mojemu zdziwieniu z za drzewa wyskoczyła... Naty.
- Hej! - krzyknęła - Macie mi natychmiast wyjaśnić co się tu dzieje!
- No... Bo... Ludmiła to moja przyjaciółka z dzieciństwa.. 


Niektórym osobą wydaje się, że są ode mnie lepsi. Nie... myślą, że to ja jestem ten gorszy. Nie rozumieją mojego toku myślenia. Jednak ja potrafię być zupełnie poważny. Tak jak teraz na przykład. Bez cienia uśmiechu wędruję w stronę domu rudowłosej. Koniecznie muszę wiedzieć czy odczuła to samo co ja. Stanąłem przed domem państwa Torres. Nieśmiało zapukałem. W progu stanęła Camila. Gdy tylko na mnie spojrzała uciekła po schodach. Bez większych przemyśleń podążyłem za nią. 
- Camila. - wyszeptałem gdy byliśmy już w jednym pomieszczeniu. 
- Chcę być sama. 
- Musisz to przemyśleć, prawda? Chcesz wmówić sobie, że to tylko złudzenie. Nie przyjmujesz do wiadomości tego co się stało. Myślisz, że tego nie chcesz, jednak nie jesteś pewna. Po mimo tego wszystkiego wiem, że czułaś to co ja. 
Dziewczyna zrobiła wielkie oczy. Zapewne nie spodziewała się takich słów po tym Andresie, którego znała. Ku jej jeszcze większym zdziwieniu zacząłem powoli przybliżać do siebie nasze usta. Cami nie wiedziała chyba co się dzieje, jednak nie odsunęła się. Pozwoliła abym ją objął i oddawała każdy mój pocałunek. 


- Komponujesz? - nagle przed moimi oczyma pojawiła się rozpromieniona twarz. Nie znałam tego chłopaka jednak intrygował mnie. Dlaczego 
podszedł do mnie z taką pewnością? Kim jest? Co tutaj robi? 
- Takim tonem do gwiazdy!? - nie rozumiem z jakiego powodu znów wstąpiła we mnie dawna Ludmiła. Może taka jest moja tarcza? Tak bronię się przed światem? Chłopak lekko się wycował. Zraziłam go. Poznał królową. Nie poznał Ludmiły. 
- Poczekaj! - poprosiłam - Nie chcę abyś miał o mnie złe zdanie. Jestem Lu... Mila, Mila jestem. 
- Federico. Nowy uczeń. Widziałaś może dyrektora? - zapytał, a jego twarzy znów pojawił się uśmiech. 
- Już nikogo tu nie znajdziesz. Wszyscy w szpitalu. - wyjaśniła, chyba nie do końca zdając  
sobie sprawę o jak niedawna zna chłopaka
- W szpitalu? Coś się stało? - zdziwił się
- Ty nic nie wiesz! Lena, dziewczyna z ich paczki miała wypadek. - Sprostowała szybko.
- Ich paczki? Paczki do której nie należysz? - fakty o blondynce co raz to bardziej zaskakiwały chłopaka. 
- Kiedyś byłam inna. Raniłam ludzi. A oni... nie rozumieją, że naprawdę się zmieniłam. - podczas opowieści Ludmiły Fede otrzymał wiadomość. Pożegnał dziewczynę i obiecał, że już jutro zobaczą się w szkole. 


Poczułem na sobie wzrok Ludmiły. Wykorzystałem moment w, którym została sama i podszedłem do niej. 
- Co cię gryzie? - zapytałem z troską
- Nic. - odpowiedziała krótko. Najwyraźniej nie miała ochoty na rozmową ze mną. 
- Nie udawaj. - postanowiłem nie odpuszczać - Widzę, że coś jest nie tak. 
- Nie będę z tobą o tym rozmawiać. - oznajmiła krzycząc. Spojrzenia wszystkich skupiły się właśnie na nas. 
- Z kim jak nie ze mną!? - zdziwiłem się - Przecież to właśnie ja jestem sprawcą wszystkich twoich zmartwień.
- Przestań! - wzburzyła się - Zostaw mnie daj mi spokój! 

Już nikt nie śpiewa. Czy wszyscy myślą, że jak będą się tak nad sobą użalać to cokolwiek podziałają? - Hej! - krzyknęłam wreszcie. Dłużej nie wytrzymałabym tej ciszy. - Możecie przestać!?Miny wszystkich zgromadzonych w autobusie; bezcenne. Na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że zupełnie nie wiedzą o co chodzi.- Ale my... - zaczęła blondynka jednak moja złość nie pozwoliła jej dokończyć.- Tak wiem. Wy przecież nic nie robicie! I właśnie w tym problem! - wzburzyłam się. Leon w geście uspokojenia położył dłonie na moich ramionach zasłoniętych przez turkusową marynarkę. - Ale tak się nie da żyć! - po raz kolejny krzyczałam - Fran. - zwróciłam się do szatynki - Dlaczego chcesz wymazać to z pamięci? Wszystkie najlepsze wspomnienia już nie zawszę pozostaną w naszych głowach i sercach. Nie ważne co się stanie, nie wolno nam zapomnieć! - dziewczyna patrzyła na mnie z lekkim niedowierzaniem, a ja postanowiłam kontynuować wypowiedź - Maxi, czy warto przekreślać wszystko? Nie ważne co się stało. Nie istotne sąd wzięła się ta niepewność. Tak bardzo się kochaliście! Prawdziwa miłość przetrwa wszystko. Teraz pozostaje tylko wierzyć, że wasza jest właśnie taka. - chłopak przeniósł swój wzrok na Naty. Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć. Już czułam, że gdy tylko skończę przemawiać znajomym do rozsądku, para postanowi ze sobą porozmawiać - Tomasie, rozumiem, że możesz mieć żal do mnie, do Leona, jednak czy nie widzisz tego, że ktoś pała do ciebie takim uczuciem, że nie potrafi już dłużej żyć bez kogoś takiego jak ty? - w tym momencie spojrzenia Ludmiły i Tomasa stanęły sobie na drodze. Ta chwila była dla nich magiczna. - Ludmiło, nie możesz wiecznie okłamywać osobę, która tak bardzo Cię kocha. Teraz masz okazję aby ułożyć sobie w życiu wszystko na nowo. - Federico spoglądał raz na mnie, raz na swoją dziewczynę. Nie wiedział co powiedzieć. Odniosłam wrażenie, że zrozumiał sens mojej wypowiedzi. - Fede, nie załamuj się. Jestem wstanie przysiąc, że w twoim życiu pojawi się kiedyś ta jedyna. Nie warto kochać na siłę. - wyraz twarzy chłopaka nadal się nie zmienił. - Camilo, umusisz poświęcać Andresowi jak najwięcej czasu. Pamiętaj, że chwile są ulotnie. To co dzieję się teraz już nigdy nie wróci. - rudowłosa momentalnie złapała chłopaka za rękę. Jednak Brodway tak jakby nagle posmutniał. To pomogło mi zbudować kolejną część wypowiedzi. - Brodweyu *chyba jakoś tak to się piszę*, mam powiedzieć ci to samo co uświadomiłą Fede? Sądze jednak, ze wystarczy wspomnieć, że nie możesz się poddawać. Prawdziwa miłość czeka. - pocieszyło go to? Nie byłam w stanie powiedzieć. - A ty Leonie, już nigdy nie wątp w moją siłę Można czekać aż problemy same się rozwiążą lub zacząć działać. - zakończyłam i wtuliłam się w uśmiechniętego od ucha do ucha chłopaka. Kątem oka spojrzałam też na nauczycieli, którzy z zadowoleniem obserwowali całą sytuację. 

         Szła ulicami Buenos Aires. Strasznie stęskniła się za tym miastem. Czuła, że jest ono prawdziwym domem. Mogła śmiało powiedzieć, że odnalazła tu szczęście. Posiadała prawdziwych przyjaciół, kochającą rodzinę, żyła w zgodzie ze wszystkimi sąsiadami i nikt nie mógł powiedzieć złego słowa opisującego ją.
             Nawet nie przypuszczała, że gdy wróci po kilku latach, zmieni się tak wiele. Camila zupełnie zapomniała o Tomasie. Dziewczyna wiedziała, że gdy siostra zerwie z chłopakiem, to ich stosunki nigdy nie powrócą do pierwotnej formy. Miała jednak nadzieję, że nadal pozostaną przyjaciółmi.
          Strasznie żałowała, że wtedy przyjęła propozycję uczęszczania do szkoły w Londynie. Przez pierwsze kilka miesięcy wszystko okładało się po myśli rudowłosej. Znalazła nawet dobrą koleżankę. Po pewnym czasie wszystko zaczęło się walić. Opuściła się w nauce, narobiła sobie wrogów wśród rówieśników, a co za tym idzie, nie czuła się w szkole dobrze.
          Do domu wróciła z nadzieją na powrót do przeszłości. Niestety to co zastała nie przypominało jej nawet w najmniejszym stopniu.
   - Jak łazisz pacanie! - zawołała zaraz po tym gdy zamyślony brunet wszedł prosto na nią. Chłopak podniósł głowę. Rudowłosa spojrzała głęboko w jego brązowe oczy i robiła wszystko aby powstrzymać się od zatracenia w nich.
   - Ja? To ty na mnie wpadłaś! - wykrzyczał, a dziewczyna zaśmiała się pod nosem.

   -  Jeśli masz zamiar się teraz ze mną o to wykłócać, to wiedz, że ja nie mam czasu na takie głupoty. -powiedziała i odeszła przed siebie, stukając przy tym wysokimi obcasami.
   -Jestem Diego. -usłyszała w odpowiedzi.
   - Wiktoria. - odkrzyknęła.
      Obydwoje doskonale wiedzieli, że ta znajomość nie zakończy się na tym jednym przypadkowym spotkaniu.





     Wszystko zawaliło się w jednej sekundzie. Dziewczyna wodziła wzrokiem po wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniu i czekała na jakąkolwiek reakcje. Miała nadzieję, że to jedynie żart i za moment jej bliscy wybuchną śmiechem. Tak się jednak nie stało. 
  - Violu, ja wiem, że obiecałem ci... - German zaczął swoje tłumaczenia. Za każdym razem gdy zapowiadał przeprowadzkę, miał przygotowanych kilka argumentów dla, których powinni wyjechać. 
      Dziewczyna nie miała ani siły, ani ochoty aby wysłuchiwać monologu ojca. Podbiegła do frontowych drzwi i wychodząc, zamknęła je z hukiem. Postanowiła, że poszuka wsparcia u Leona, a w razie jego nieobecności w domu, wybierze się do którejś z przyjaciółek.
     Dom chłopaka oddalony jest od jej mieszkania o kilka minut drogi. Przez ten czas szatynka cały czas miała w głowie słowa taty. Wyjeżdżamy. Słyszała to już miliony razy. Jednak perspektywa pożegnania się z Buenos Aires bolała są sto razy bardziej niż wcześniej, kiedy musiała się wyprowadzić. Bardzo związała się z tym miastem. Wiedziała, że nie będzie wstanie przetrwać bez ludzi, których tu poznała. Miała świadomość, że życie bez Leona będzie okropnym cierpieniem. Była przekonana, że lepszych przyjaciółek, niż Francesca, Camila czy reszta dziewczyn nigdy nie znajdzie. 
     Chwilę później stałą już przed domem ukochanego. W głowie układała sobie, co mu powie. Zupełnie nie wiedziała jaka będzie reakcja chłopaka. Czuła jednak, że byłoby to nie w porządku z jej strony, gdyby nie wyznała mu prawdy. 
      Zastukała w potężne, ciemnobrązowe drzwi. Momentalnie w progu pojawił się uśmiechnięty od ucha do ucha Leon. Jednak gdy dojrzał zaszklone oczy Violetty, kąciki jego ust powędrowały w dół.    
    Viola zupełnie zapomniała co miała Leonowi do powiedzenia. Zwyczajnie wtuliła się w jego umięśnione ciało i przez dłuższą chwilę milczała. 
  - Wyjeżdżam. - szepnęła w końcu i ponownie wybuchła płaczem.           



     Blondynka siedziała na kanapie w salonie i od dobrych piętnastu minut czekała na przyjście chłopaka. Nie niecierpliwiła się. Kilka dni temu odnalazła w sobie dziwny spokój i miała wrażenie, że nic nie jest w stanie wyprowadzić jej z równowagi.
      Kiedy usłyszała dzwonek do drzwi, podskoczyła jak oparzona. Potruchtała do wejścia i z impetem pociągnęła za klamkę. Na widok chłopaka uśmiechnęła delikatnie. Ucałowała go w policzek i zaprosiła do wewnątrz. 
  - Ludmiła, oddalamy się od siebie. - wyszeptał Federico, tak jakby bał się, że te słowa nie są odpowiednie. 
Dziewczyna spojrzała na niego pełna obaw. Próbowała odgadnąć, co chce przekazać jej Federico, ale bez skutków. 
  - Przeszliśmy zbyt wiele aby teraz o sobie zapomnieć. Chcę wiedzieć o tobie więcej. Chcę kochać cię jeszcze bardziej. - powiedział, jakby czytał w jej myślach. 
Na te słowa Ludmiła zlękła się jeszcze bardziej. Nie wiedziała jak ma zareagować, co powiedzieć, zrobić. 
   - Nigdy o tobie nie zapomnę. Kocham cię najbardziej na świecie. Staram się mówić ci o wszystkim, ale sam wiesz, że niektóre sprawy zasługują na to, aby być tylko i wyłącznie moje. - wydusiła po dłuższej chwili. 
  - Tu naprawdę nie o to chodzi. Zwyczajnie chce abyśmy byli ze sobą jeszcze bliżej. - wyjaśnił i przybliżył się do dziewczyny. Ludmiła nie zdążyła już nic powiedzieć. Ich usta prawie się stykały. Czuli na sobie swoje oddechy, a upragniona chwila pocałunku miała nadejść już za moment. Pragnę całować cię już do końca. 

Komentarze

Pierwszy komentarz naprawdę mnie ucieszył. Może nie był za długi i nie wiele z niego wynikało, ale i tak był to dla mnie ogromny sukces. 

Fajny rozdział,tylko albo zmień czcionkę i w ogóle powiększ ten tekst bo strasznie ciężko jest się cokolwiek niekiedy doczytać. 

I ta osoba już nigdy nie skomentowała. A czcionki nie zmieniłam :-P 

Przede wszystkim dziękuję:

Gumiś;*
kornelia80

Ale nie pamiętałam...

Kiedy dajesz mi do zrozumienia
abym przestał cię kochać
Kiedy spełniasz moje marzenia
zanim się kruszyć zaczęło

W moim zamku mogłaś być księżniczką
Jednak wybrałaś jego
Tak bardzo cię kochałem
Nie chciałem dopuścić do tego

Jednak to co dla mnie najważniejsze
Twoje  marzenia i szczęście
Nie ważne u czyjego boku
nie pozwolę byś zboczyła z tropu

Nigdy nie pamiętałam abym pisała coś takiego. O.O Ale jest i muszę przyznać, że nawet mi się podoba :-) 


Dziękuję za cały rok spędzony z wami ♥♥♥

1 komentarz:

  1. Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam!
    Jeszcze raz, jeszcze raz, niech żyje, żyje nam!
    Niech żyje nam! xD

    OdpowiedzUsuń

Recent Posts