Playlista

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Reklama

Znowu! http://rose-lie.blogspot.com/ Mam wrażenie, że nikt tam nie wchodzi. :-(

niedziela, 11 stycznia 2015

Bla bla bla

Znowu się reklamuję! Nie wchodzicie na drugiego bloga. :-/ A tam już rozdział pierwszy! trolololo! Zapraszam!

http://rose-lie.blogspot.com/

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Epilog: Trzy lata

Jeśli czytałaś najpewniej znajdziesz tu swój nick. ♥

Chciałam ten tekst zadedykować Kathleen Ferro za pierwszy komentarz w historii bloga, Nati Verdas za motywujące komentarze, Mio za wspólne marzenie, Sophie Cortes za szczerą opinię, Marceli Ferro za długie i cudowne komentarze, Nikolettcie za to, że wpadła, Mai Blanco za wyjątkową opinię, Inolvidable za naprawdę niepowtarzalne słowa, Roksana a, Violi Castillo, kornelii80, Mechi Lambre, Eddie N., Julii Pasquarelli, Dusi Stoessel, Alicji Nadzwyczajnej-Szalonej, Spencer Hastings, wikra, Tamarze Castillo, Martynce Blanco, Nel Pasquarelli,Wiktorii P., Patty Verdas, Oli Ferro, Veronice, Misi Ferro, Sapphire, Ellie Pasquarelli. Są jeszcze dwie osoby, którym należ,a się specjalne podziękowania. Li, byłaś dla mnie bardzo wyjątkową czytelniczką. Cieszę się, że mogłam cię bliżej poznać! Fruits, byłaś tutaj od samego początku i jako jedna z nielicznych dotrwałaś do końca. Dziękuję! Mam nadzieję, że wszystkie zostaniecie ze mną i nowa historia również wam się spodoba.

                Minęły trzy lata. Trzy lata odkąd ostatnio go widziała. Ponad tysiąc smutnych poranków. Miliony minut przepełnionych tęsknotą i ogromnym, niewyjaśnionym żalem. Trzy raz świętowała urodziny bez ich obecności. Trzy razy stroiła choinkę nie śpiewając kolęd razem z roześmianą Natalią. Trzeci rok z rzędu tata był jedyną osobą, z którą mogła podzielić się opłatkiem. Przez całe trzy lata ani razu nie zaśpiewała, nigdy nie skorzystała z radia czy playlisty w telefonie. Chyba zapomniała  jak to się robi. Nie wiedziała już czym jest muzyka.
                Zastałą Buenos Aires takie, jakim je zostawiła. Stare kamienice stały na swoim miejscu. Obok nich wyrósł nowoczesny budynek, zapewne jakiś zakład pracy, ale Ferro nie zwróciła na to uwagi. Ogromny dąb wciąż rósł na jeziorem. Tam poznała Natalię. Studio – (nie)spełnione marzenia. Ławka w parku – pierwsza rozmowa z Federico. Basem, z którego nikt nie korzysta – pierwsza kłótnia. Plac przed jej dawnym domem, który teraz zamieszkuje pewnie jakaś szczęśliwa rodzina – pierwszy pocałunek. I ostatni.
                Może miała nadzieję, że los będzie na tyle łaskawy, że pozwoli jej wpaść na kogoś znajomego. Może miała nadzieję, że on o niej nie zapomniał. Może miała nadzieję, że powracając do przeszłości, cofnie czas.
                Delikatnym, niepewnym krokiem, jakby odrobinę wystraszona, podążała pustym chodnikiem. Wszyscy byli w pracy, w szkole. Obróciła głowę w stronę  szkoły, w której kiedyś się uczyła. Rozpoznała nauczyciela, który zawzięcie tłumaczył coś uczniom. Nie znała ich. Twarz Pablo była jedyną, którą znała.
                Podążała dalej z głową zwróconą w lewą stronę. Była przekonana, że o tej porze na nikogo nie wpadnie. Myliła się.
                Głośno odchrząknął, kiedy kobieta zagrodziła mu drogę. Nie poznał jej. To prawda, zmieniła się. Ścięła włosy i zamiast szkieł kontaktowych na jej nosie spoczywała para jasnokremowych okularów.
                Podniosła wzrok na mężczyznę, a jej oczy momentalnie zaszkliły się widząc tę twarz. Może warto mieć nadzieję?
                Spuścił na ziemię teczkę, którą jeszcze chwilę temu kurczowo zaciskał w prawej dłoni. Ona zaś nerwowo przycisnęła oprawki bliżej twarzy.
                Jej lśniące, jasne włosy.
                Jego wypielęgnowana grzywka.
                Jej przenikliwe spojrzenie.
                Jego czekoladowe oczy.
                Jej drobne, blade wargi.
                Jego rozchylone usta.
                Jej miłość.
                Jego serce.

                Tak doskonale dopasowane.


To opowiadanie powstało przez przypadek. Nie miałam pomysłu. Napisałam prolog, bo uznałam, że najłatwiej jest zacząć od nowa. Krótko mówiąc - poddałam się. Miałam pełno pomysłów dotyczących Wiktorii i Diego. Mieli być pięknym przykładem nienawiści przerodzonej w miłość. Tymczasem, byli idealnym przykładem niedokończonej historii. Pomimo tego, że większość z was z pewnością nie ma pojęcia o czym mówię, uwielbiałam tamtą historię. Ale wróćmy do tego co jest teraz. Wszystko co tutaj zgromadziłam było jest totalną improwizacją. Pisząc prolog nie sądziłam, że Federico będzie niepełnosprawny. Nawet nie przypuszczałam, że Ludmiła i Francesca się zaprzyjaźnią. Nie miałam nawet planów co do Diego i Camili. Nawet jeśli nic nie wygląda profesjonalnie, pokochałam to opowiadanie. Przywiązałam się do bohaterów i bardzo ciężko będzie mi się z nimi rozstać. Mam nadzieję, że uważacie to zakończenie za równie piękne jak mi się wydaje. Chyba osiągnęłam swój cel. Po raz pierwszy jestem w pełni zadowolona z tego co napisałam.

Na pewno ten tekst wiąże się z dla mnie z ogromnym smutkiem i wiele mnie kosztuje. Chyba pierwszy raz płaczę podczas pisania. Wiem, że to nie koniec mojej przygody z bloggerem. Nie żegnam się z wami, ale przywiązałam się do tych bohaterów, a ciężko jest się rozstać z czymś tak ważnym. Kocham to co tu powstało i nigdy nie żałowałam, że założyła tego bloga. Nawet jeśli chwilami miałam dosyć tego, że nikt nie komentuje, że nie potrafię nic napisać, że wszystko co robię jest beznadzieje. Na pewno to wszystko podniosło w jakimś stopniu moją samoocenę i gdzieś tam czuję, że jednak potrafię pisać. Będę dalej dążyć do spełnienia moich marzeń i mogę wam obiecać, że nadejdzie dzień, kiedy na półkach w księgarniach będzie można znaleźć moją książkę. Własną, prywatną i taką napisaną od serca. Specjalnie dla was.

Mam nadzieję, że udało mi się zawrzeć w tej notatce wszystko co najważniejsze. Jeśli chcecie czytać mnie dalej, zapraszam - http://rose-lie.blogspot.com/

Dziękuję. Bez was nie zaszłabym tak daleko. Nigdy nie przypuszczałam, że to napiszę, ale jestem dumna z tego bloga. 

Kocham was,
A





niedziela, 4 stycznia 2015

Prolog

Na moim najnowszym blogu pojawił się prolog! Serdecznie zapraszam do czytania, obserwowania i komentowania! 

http://rose-lie.blogspot.com/2015/01/prolog-rose.html

sobota, 3 stycznia 2015

Bardzo ważna notka informacyjna!

Witam serdecznie tych, którzy jeszcze tu ze mną zostali! Epilog dodam jutro, najpóźniej po jutrze, a dzisiaj chciałabym zaprosić was na mojego kolejnego bloga. :-)

http://rose-lie.blogspot.com/

Rozdział dziewietnasty: Koniec




                Miejsce na kolanach chłopaka, choć pozornie bardzo wygodne, nie wydawało jej się teraz odpowiednie. To nie w porządku jeśli myślisz o chłopaku, będąc w ramionach innego, prawda? Więc dlaczego robiła to grzeczna i ułożona Francesca, która celowo nie skrzywdziłaby nawet muchy?
                Byli parą od niespełna tygodnia. Nawet jeśli Włoszce wydawało się, że wszystko toczy się odrobinę zbyt szybko, nie protestowała. To pomagało jej się pogodzić z faktem, że Marco nigdy nie przejrzy na oczy. Była przeciwna takiemu wykorzystywaniu ludzi, ale… No właśnie. Nie miała nic na swoje usprawiedliwienie.
- Fran, słuchasz mnie? – głośne pytanie dotarło do jej uszu. Zmarszczyła nos. Była przekonana, że chłopak milczy.
- Wybacz, zamyśliłam się. – wytłumaczyła i mocniej przytuliła chłopaka.
                Po raz tysięczny tego dnia przestudiowała obecną sytuacje. Była zupełnie bezradna. Jedna jej część pragnęła pobiec do Marco i przemówić do rozsądku, a druga, ta dominująca, kazała zostać z Lucasem. A najgorsze było to, że nie potrafiły znaleźć kompromisu.
                Ciszę przerwał dzwonek w telefonie Francesci. Niechętnie podniosła się na miejsca i sięgnęła po telefon. Odczytała treść wiadomości i przeniosła swój wzrok na chłopaka. 
- Muszę wyjść. - oznajmiła i chwyciła torbę, leżącą na skraju kanapy. 
- Coś się stało? - zapytał i chwycił nadgarstek Fran. Dziewczyna wyrwała dłoń z uścisku. 
- Wybacz. Nie chciałam cię zranić. - wymamrotała i wyszła z pomieszczenia, głośno trzaskając przy tym drzwiami.
                  Biegła przed siebie nie zwracając uwagi na łzy spływające na jej policzkach ani innych ludzi spacerujących obok. Czuła się najgorszą osobą na świecie. Umysł po podpowiadał, aby zawróciła i z uśmiechem wytłumaczyła Lucasowi, że nie ma pojęcia co w nią wstąpiło, ale serce, które najwyraźniej miało władzę nad nogami, kazało udać się w zupełnie inne miejsce. 
                   Zapukała do ogromnych, ciemnobrązowych drzwi i nerwowo chwyciła kosmyk włosów. Klamka poruszyła się kilka sekund później. Przed jej oczami stanął zaspany Marco. 
- Kocham cię. - wyszeptała


                Ostatnie kartonowe pudełko wypełnione rzeczami Ludmiły znalazło się w bagażniku samochodu. Tata dziewczyny z hukiem zamknął drzwi i ruchem ręki polecił jej wsiąść na miejsce pasażera. Dziewczyna rozejrzała się po okolicy. Miała nadzieję, że napotka wzrokiem, któregoś z jej przyjaciół. Nie mogła uwierzyć, że nie przyszli się pożegnać. Przez moment wydawało jej się, że słyszy swoje imię. Dostrzegła Natalię, która pobijała chyba właśnie swój życiowy rekord prędkości, biegnąc w jej stronę. Za nią kuśtykał Federico, a zdyszana Francesca wyłoniła się z za zakrętu jako ostatnia.
                Kilka minut później stała już objęciach Hiszpanki. Mamrotały coś do siebie nawzajem, ale głośnych szloch zagłuszał ich słowa. Następnie przytuliła Francesce, która była już w stanie usłyszeć obietnicę blondynki. Miała zadzwonić, jak tylko dotrze na miejsce. Dalej w kolejce był Federico, ale w tym uścisku brakowało empatii. Mogłoby się wydawać, że boją się siebie nawzajem.
                Ludmiła zauważyła sporą grupę młodych ludzi zmierzających w ich stronę. Szybko dostrzegła rudę loki Camili, skórzaną kurtkę Diego, czapkę Maxiego. Zauważyła też Marco, Andresa i Ivę. Wszyscy przyszli tylko dla niej. Nawet Leon. Braku Violetty zwyczajnie nie zauważyła.
                Przytulała wszystkich po kolei i potakując, słuchała słów otuchy. Jednak nic nie pomogło jej pozbyć przekonania, że Wszystko się ułoży i Będzie dobrze to okrutne kłamstwa.
                Tata ponownie poprosił ją aby się pośpieszyła. Tłumaczył, że jeszcze chwila i spóźnią się na samolot. Ona jednak nie zwracała na tu uwagi i kontynuowała pożegnanie. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że nikt więcej nie czeka na jej uścisk. Ponownie przycisnęła do siebie Francesce i Natalię, a następnie, jeszcze bardziej obniżając kąciki ust, przeniosła drżącą dłoń na plastikową klamkę samochodowych drzwi. Poczuła na niej cudzy dotyk. Ciepło przeszło przez jej ciało. Szybkim, zwinnym ruchem została obrócona w stronę chłopaka. Federico oparł dłoń na jej tali, powodując przyjemne mrowienie. Niebezpiecznie przybliżył do siebie ich twarze. Czuła na sobie jego niespokojny oddech. Po jej prawym, mokrym już policzku spłynęła kolejna, gorzka łza.
- Dziękuję. – wymamrotała prawie nie słyszalnie i spuściła wzrok. – Za to, że mnie zmieniłeś. – dopowiedziała i ponownie spojrzała w ciemne tęczówki chłopaka.
- Nie zmieniłem cię. Zawsze taka byłaś. Ja tylko pomogłem ci to odkryć. – wypowiedział i pokonał dystans dzielący go od jej ust. Żadne z nich na głośne gwizdy znajomych czy komentarze ojca dziewczyny. Zdecydowanie zbyt długo wyczekiwali tego momentu, aby teraz zawracać sobie głowę czymkolwiek innym.
                Podniosła się na palcach i wyszeptała ciche żegnaj prosto do jego ucha. Delikatnie cmoknęła mokry i gorący od płaczu policzek i poczuła w ustach gorzki smak łez. wreszcie wsiadła do samochodu, ciągle zanosząc się płaczem.
                Przez łzy i szybę dostrzegła jeszcze jak Maxi pocieszająco obejmuję Natalię, a Marco i Francesca splatają ręce. Ucieszyła się. Przynajmniej o ich szczęście mogła być spokojna.  


Totalnie zniszczyłam fragment o Fran i Marco. :-( Wyjazd Ludmiły jest nawet w porządku. Przykro mi z powodu braku komentarzy, ale chyba nic nie mogę z tym zrobić. :-/ Mam tylko nadzieję, że ktoś jeszcze to czyta i zwyczajnie jest zbyt leniwy lub nie ma czasu.

A

Recent Posts