"Red are my hands
Red is your fate
Red is the color you will taste"
Czasami nawet nie wiemy, ze popełniliśmy największy błąd w życiu. Nie zdajemy sobie sprawy, że błaha decyzja może zaważyć nad naszym dalszym losem. Nawet nie przypuszczamy, ze kilka słów rzuconych na wiatr może być tak ważne. Najczęściej zdajemy sobie z tego sprawę dopiero gdy jest już zupełnie za późno. Wtedy nie można już nic zrobić. Należy pogodzić się z rzeczywistością.
Nawet nie pamiętała, kiedy wpuściła ją do mieszkania. W przypływie emocji, z powodu bezradności ruchem ręki zaprosiła ją, aby usiadła w kuchni. Z tego powodu siedziały teraz naprzeciwko siebie w milczeniu. Włoszka popijała gorącą, owocową herbatę, a druga dziewczyna małymi kęsami zajadała ciastka korzenne, które były, jej zdaniem, najsmaczniejszymi jakie można było zdobyć w cukierence oddalonej od domu Ludmiły o kilka przecznic.
Cisza panująca pomiędzy nimi sprawiała, że obydwie czuły się bardzo nieswojo. Za każdym razem gdy którejkolwiek wydawało się, że zdanie, które chce wypowiedzieć, jest odpowiednie, jakiś dziwny głos w głowie podpowiadał, że lepiej nadal milczeć.
- Co zamierzasz zrobić? - blondynka odezwała się po dłuższej chwili. Jednak zaraz potem skarciła się za to w myślach. Przecież doskonale wiedziała, że Francesca nie ma pojęcia co powinna czynić dalej, a to pytanie tylko jeszcze bardziej ją zdenerwowało.
Ludmiła zupełnie się nie poznawała. Jeszcze kilka dni temu nie przejmowała się samopoczuciem innych, a co dopiero kogoś kto przyjaźni się z Violettą. Tych ludzi omijała szerokim łukiem. Wiedziała, że potrafią zezłościć się nawet o jedno, krzywe spojrzenie. Mimo tego, kiedy widziała zapłakaną Francesce, poczuła, że wreszcie może zaleźć sprzymierzeńca, osobę, która uwierzy w jej podejrzenia w stosunku do Castillo. Co prawda od zawsze miała przy sobie Natalię, ale ona powoli ulegała urokowi Maxiego, a to znaczy, że była co raz bliżej Violetty.
- Nie wiem. - odpowiedź dziewczyny wcale nie zaszokowała Ludmiły. Doskonale wiedziała, że Włoszka jest zbyt przywiązana do Castillo, aby podjąć jakiekolwiek działania, które mogłyby jej zaszkodzić.
- Nadal wierzysz, że da się to logicznie wyjaśnić? Masz nadzieję, że Violetta potknęła się i wpadła na usta Marco? Muszę cię rozczarować. Ona nie jest tym za kogo się podaje. Okłamuje was wszystkich, ciągle. - blondynka podjęła próbę przeciągnięcia Francesci na swoją stronę. Wiedziała, jednak, że nie będzie to proste.
- Nie, Violetta taka nie jest. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Mówimy sobie wszystko. Nie wyrządziłaby mi takiej krzywdy. Ufam jej!
- Dlaczego tak ci zależy na Marco? Jesteście parą? - Ludmiła musiała przerwać monolog szatynki. Nie zgadzała się z żadnym jej słowem.
- Nie... nie zależy mi na nim. Martwię się o związek Leona i Violetty. - wyjąkała i ukryła rumieniec pod ciemnymi włosami.
- Mogę ci pomóc odkryć prawdę. Ale musisz mi bezgranicznie zaufać i przestać wierzyć w każde słowo Violetty. Teraz gramy w jednej drużynie. Zdemaskujemy ją i sprawimy, że Marco zauważy jaka jesteś wspaniała. - zaproponowała, a Francesca w odpowiedzi pokiwała głową.
Biegnę. Uciekam przed nim, chociaż wiem, że jest zbyt szybki. Na zawsze zajął miejsce w mojej głowie. Wszyscy wmawiają mi, że to nie ma przyszłości. Nawet on. Dym zasłania twarz. Odcina od światła. Jestem tylko ja i on. Obydwoje milczymy. Dotyka mojej drżącej dłoni. Nie kocha mnie. Mówi mi to prosto w twarz. Nie zwraca uwagi na moje uczucia. Cierpię. Uciekam. Nie zwracam uwagi na ciemne kłęby powietrza. Łzy spływają po moich policzkach. Nikt tego nie widzi. Jestem tylko ja i... i nie ma już nikogo.
Strach. Każdy się boi. Tylko każdy człowiek okazuje to w inny sposób, w różnych sytuacjach. Czy ta była go warta?
Te koszmary nawiedzały dziewczynę już od kilku tygodni. Za każdym razem budziła się w tym samym momencie, kiedy zostawała sama. Masz przyjaciół, chłopaka, rodzinę. Oni nigdy cię nie zostawią. Tak się uspokajała. Ale czy słusznie?
Wielu ludzi ją okłamywało. Działali na jej niekorzyść, a czułymi słówkami odrzucali od siebie wszelkie zarzuty. Mydlili jej oczy i zupełnie nie poczuwali się do winy. Camila była dla nich nieważna.
Podniosła się z łóżka, wsunęła na nosi dwie różne skarpetki i podreptała do kuchni. Zaparzyła wodę w niewielkim czajniku. Opadła na krzesło i zwróciła swój wzrok w stronę okna. Przyglądała się otaczającemu ja światu. Wszystko wyglądało zupełnie zwyczajnie. Spieszący się ludzie, liście falujące na wietrze, klaksony samochodów. Spojrzała odrobinę w lewo. Całowali się. Andres i Iva. Jej chłopak i jedna z najlepszych przyjaciółek. Przymknęła oczy. Nie chciała na to patrzeć. Nie chciała wierzyć. Otwierając powiek zdała sobie sprawę, że to działo się tylko w jej głowie. Uspokoiła się. Nie na długo.
Deszcz. Tylko osoba tak zakręcona jak ja może cieszyć się gdy krople deszczu spadają na jej twarz. Sakanie w kałuże i rozchlapywanie wody na wszystkie strony jest wspaniałym uczuciem. Przemoczone ubrania nie sprawiają mi kłopotu, a radość, która następuje po ich długo wyczekiwanym wyschnięciu, jest naprawdę wielka. A ulice są wtedy puste i nikt nie zwraca uwagi na mnie biegającą po wodzie.
Jednak nie dzisiaj. Trzeba mieć naprawdę ogromnego pecha, aby w takiej sytuacji spotkać osobę, a której naprawdę mocno nam zależy.
Uśmiechnięty od ucha do ucha chłopak zmierzał w stronę Hiszpanki. Ta już miała go przywitać , gdy poczuła w kieszeni spodni wibrujący telefon. Po cichu przeklęła, że nie zostawiła urządzenia w mieszaniu. Nacisnęła zieloną słuchawkę. Gestami dała znać Maxiemu, że to pilna sprawa i musi odebrać. On od razu zrozumiał, że to Ferro próbuje skontaktować się z szatynką. Posmutniał na tę myśl. Momentalnie zrobiło mu się żal Natalii, która nadal usługiwała Ludmile.
- Tak, Lu? - dziewczyna zwróciła się do słuchawki. Starała się sprawiać miłe wrażenie, chociaż zupełnie nie miała teraz ochoty na rozmowę z blondynką. Czuła, że nadarzyła się okazja, aby zbliżyć się do Maxiego.
- Czerwony alarm! - usłyszała z drugiej strony i załamana stwierdziła, że czeka ją spełnienie kolejnej zachcianki blondynki - Pamiętasz jak opowiadałam ci o tym cudownych, złotych butach na koturnie? Została ostatnia para, więc musisz natychmiast biec do sklepu i mi je kupić. - rozkazała i momentalnie się rozłączyła. To był jej tradycyjny sposób aby nie dać Naty możliwości na jakikolwiek sprzeciw.
- Kolejny kaprys Ludmiły? - zapytał Maxi, na co dziewczyna podniosła głowę. Wsadziła komórkę do jeansów.
- Mam jej kupić cudowne, boskie, idealne, wyjątkowe buty. - wyliczała udając głos Ludmiły. Chłopak zaśmiał się po nosem.
- Mogę się potowarzyszyć? - zawahał się. Był prawie pewien, że Natalia się nie zgodzi. Ku jego zdziwieniu Natalia pokiwała energicznie głową. I kto mi teraz powie, że ulewa nie prowadzi do niezwykłych chwil?
Siedziała na schodach prowadzących do jej luksusowej willi. Jej twarz ogrzewały promienie słońca, a w dłoniach trzymała gitarę. Komponowała. Początkowo miała zamiar po raz kolejny przerobić jej ukochaną piosenkę - Destinada a brillar. Jednak to miejsce przyprawia ją o nowe inspiracje. Dzięki temu napisała już kilka pierwszych linijek kolejnego utworu.
Na osiedlu blondynki nigdy nie pojawiał się nikt ze szkoły. To było jedyne miejsce, gdzie nie uważano ja za królową. Co więcej, czuła się niezauważana. O dziwo wcale jej to nie przeszkadzało. Miło było po powrocie do domu przestać udawać zupełnie inną osobę.
Właśnie wygrywała refren nowego dzieła, gdy poczuła, że coś lub ktoś odcina jej dopływ światła. Rozwścieczyło ją to, ponieważ musiała zadbać, aby jej cera nabrała ciemniejszej barwy.
- Lu, to ty? - usłyszała bardzo dobrze znany jej głos. Zacisnęła pięści i przybrała zacięty wyraz twarzy.
- Federico. - wysyczała i podniosła głowę, aby spojrzeć na chłopaka, co później okazało się dużym błędem. Utonęła w jego oczach. Znowu. Szybko skarciła się z to w myślach.
- We własnej osobie. - zakpił sobie z niej. Ludmiła poczuła, że wszystko zmierza w stronę wojny.
Włoch zachowywał się zupełnie inaczej i nawet Lu, która znała go zaledwie kilka dni, zdążyła to zauważyć. Jego smutek został zabity przez prawdziwą złość. Dziwił się sam sobie. Przecież nigdy nikomu nie dogryzał.
- Co tu robisz? - zapytała przez zaciśnięte zęby.
- Widzisz ten biały, duży budynek? - wskazał palcem dom znajdujący się na drugim końcu ulicy. Był prawie tak luksusowy jak posiadłość państwa Ferro. Jednak prawie robi wielką różnicę - Mieszkam tam. - dokończył i odszedł zostawiając samą zaszokowaną Ludmiłę.
________________
To coś powyżej powstawało w prawdziwych męczarniach. Następne uczucie już za tydzień.
9 komentarzy = kolejny rozdział ( uczucie opublikuję bez względu na ilość komentarzy )
Aga ♥♥♥